WAŻNE!

Proszę o informację gdyby któryś z rozdziałów/one-shotów/specialów/shotr story był źle lub w ogóle niepodpięty. Za wszelkie spostrzeżenia dziękuję.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Seria Cesarska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Seria Cesarska. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 3 marca 2013

Seria Cesarska: "Rodzina"

Mam okropny dzień i miałam okropny tydzień [ w sobotę normalne lekcje do 15:00 T^T ], więc wy macie okropną notkę. Nie podoba mi się jak to wyszło, ale jak już napisałam to wrzucam - zresztą i tak nie mam innego pomysłu jak to ma wyglądać.

###

Co to znaczy być rodziną? Kochać się? Akceptować wady? Uwielbiać zalety? Być blisko siebie? Tak, m y rodziną nie jesteśmy.

            Podczas pierwszych tygodni spędzonych w tym zamku miałem wrażenie, że się duszę. Rezydencja Zimowa była dosłownie zimna, żadnych miłych akcentów. Tylko to, co potrzebne. Wysyłałem do stolicy list za listem z prośbą o wytłumaczenie całego zajścia. Nawet nie widziałem twarzy mojego synka, a oni już chcą mnie usunąć ze sceny? W odpowiedzi dostałem życzenia szybkiego powrotu do zdrowia oraz prośbę o pozostanie na miejscu. To był rozkaz. Wiedziałem o tym, ale nie chciałem by ta informacja do mnie dotarła. Miałem dość siebie i takiego życia. Teraz, gdy jestem poza zasięgiem wzroku ludu mogłem zrobić to o czy zawsze marzyłem – chciałem umrzeć. Jednak jestem zbyt słaby, by się zabić. Musiałbym kogoś poprosić a moje służące są zbyt do mnie przywiązane by wypełnić taki właśnie rozkaz.
            Jedynym plusem bycia tutaj jest to, że nie dosięgają mnie tu ręce mojego męża, choć nie mogę znieść myśli, że jest tam gdzieś i zdradza z jakimiś ladacznicami, które mu przyprowadzą z ulicy. Nie mogę mu tego wybaczyć. Zawsze sądziłem, że małżeństwo jest to połączenie dwóch osób w jedno ciało, serce i duszę. Bardzo poetyckie i szlachetne, no i kompletnie oderwane od rzeczywistości. Mam chociaż nadzieję, że się będzie dobrze krył, bo na pewno on na tym dobrze nie wyjdzie – tylko ja.
            Wciąż w gazetach mogę przeczytać o moim niepolepszającym się stanie. Ponoć jestem tak chory, iż nie ruszam się z łóżka a każde zdenerwowanie natychmiastowo odbija się na moim zdrowiu, dlatego też nie mogę wychować swojego dziecka, gdyż, jak to powiedział mój mąż, „Naszego synka wszędzie pełno, a Harry jest tak delikatnym chłopcem, iż natychmiast zacząłby się denerwować o swoje maleństwo. Mój najdroższy martwi się wszystkim na wyrost i zawsze ma wrażenie, że wszystko jest złożone na jego barki. W stolicy przepracowywałby się, a w połączeniu ze wszędobylskim rosnącym szkrabem na pewno jego stan zdrowia się nie polepszy. Oczywiście Harry nie jest sam, często odwiedzam go z synem, ale na dłuższą metę za bardzo to szkodzi Harry’emu, więc spotykamy się często i krótko właśnie z tego względu.”. Tak. Ponoć tak strasznie jestem chory, ale tak po prawdzie atmosfera tej rezydencji, ta stagnacja i zaduch, to wszystko sprawia, iż naprawdę czuję się jakbym miał być chory.
            Mija tak nam kilka lat. Nawet nie wiem, jak ma na imię mój synek. Zaczynam być coraz bardziej nerwowy i chodzę po korytarzach, jak tykająca bomba zegarowa, w której ktoś zapomniał zamontować stopera, odliczającego czas do wybuchu. Wszyscy schodzą mi z drogi, a ja coraz częściej uciekam na dwór. W tą ciszę.
* * *
            Noc tutaj jest piękna. Czyste niebo, niezmącone żadnym niepotrzebnym światłem czy tez smogiem, który unosił się nad stolicą.  Stojąc w samej koszuli na wielkim balkonie, przylegającym do mojej sypialni, patrzę w przepaść, która roztacza się pode mną. Ach! No tak! Nie wspomniałem jeszcze o tym. Cały zamek stoi na wielkiej górze i jest tu tylko jedno wyjście – Brama Główna, znaczy tylko odwiedzający wiedzą o tym jednym wejściu. Jest jeszcze tylko jedno sekretne, specjalnie stworzone dla rodziny cesarskiej. Zamek stoi na tyle wysoko bym mógł prawie sięgnąć chmur, ale na tyle nisko by widzieć miasteczko rozciągające się u jego stóp. Patrząc w gwiazdy po raz kolejny, wypowiada swoje conocne życzenie: „By mój synek był szczęśliwy”. Tak mijają kolejne lata.
* * *
            Dostałem zapalenia płuc. Jednak coś było w tej chorobie. Normalnie po kilku eliksirach, wstałbym o własnych siłach, ale teraz – nie mogę nawet podnieść łyżki. Poród jednak oprócz wyssania ze mnie magii, spalił moją siatkę magiczną, rozciągającą się w ciele. Żaden eliksir nie pomoże, a mugolskie metody zastosowano za późno. Gdzieś między kolejnymi falami bólu dociera do mnie myśl – mój synek ma już 16 lat.
* * *
Gazety się rozszalały na wieść o mojej chorobie. Boję się, że lud postawił już na mnie krzyżyk.
* * *
            Tak można? Szukać sobie nowej żony, gdy „stara” jeszcze żyje. Służące doniosły mi, iż mój mąż dał do gazet ogłoszenie o poszukiwaniu przez niego nowej żony, gdyż, jak to powiedział, „ Książę naszego państwa musi mieć matkę. Zdrową matkę, która go poprowadzi.”  i znowu to moja wina – no cóż, jestem chory.
* * *
            Mój stan się pogarsza. Ponoć więcej śpię niż jestem przytomny. Zapalenie już mija, ale coś czuję, że mój organizm nie wytrzyma.
* * *
            Dostaliśmy list. Cesarz nas odwiedzi – doradca to na nim wymusił. Ten list był od niego. Życzy mi powrotu do zdrowia – pieprzenie.
* * *
            - Ojcze, kto to jest?
            - Nikt ważny. Harry, masz zamiar dłużej ciągnąć tą farsę? I tak do ciebie nie wrócę. Wypełniłeś swoje zadanie. Jestem ci za to wdzięczny, więc pozwolę ci umrzeć tutaj, w dostatku. – powiedział już do mnie, ale ja go nie słuchałem. Mój wzrok skierowałem na moje dziecko. Wiedziałem, że jest mój. Wyglądał jak kopia swego ojca, ale był zdecydowanie drobniejszy i miał moje oczy, które patrzyły na mnie i próbowały odgadnąć, kim jestem.        
            - Cieszę się, że przyjechałeś, mój Panie. – odpowiedziałem słabym głosem. – Służyć tobie było największym zaszczytem.
            Jak grać to do końca.
* * *
            Tego roku dnia 31 lipca odszedł od nas małżonek naszego Cesarza, jak i ten, który urodził naszego Księcia. Każdy z czułością i miłością będzie wspominał postać naszej cesarzowej. Naszej małej „Porcelanowej Cesarzowej”.
Oddajmy, więc hołd małżonkowi naszego Cesarza.
Niech Harry’emu Jamesowi Potterowi wiedzie się dobrze po drugiej stronie.
* * *
            - Tak więc przeczytałeś tą historię? Smutna, prawda? Mój pan do końca wierzył, że zobaczy swoje dziecko i zobaczył je, ale dlaczego to musiało stać się, gdy miał właśnie odejść z tego świata? W ogóle nie rozumiem też, dlaczego został oddelegowany. Przecież był ładny, więc nawet, jako ta durna zabawka i laleczka mógł zostać przy nim, czyż nie? Ale teraz to już nie ważne, już nie… Słucham? Co z księciem? Och… Oczywiście zobaczył artykuł i nie mógł uwierzyć własnym oczom, że jego matka, choć powinnam raczej użyć słowa tata, żyje. Była to dosłownie „Zamkowa Wojna”… Hahaha… cieszę się, że temperament nasz książę odziedziczył po swoim tacie. Jednak postawił na swoim i Harry’ego pochowano w ogrodzie Pałacu Cesarskiego, wśród róż, bo te najbardziej lubił. Nasz książę wciąż ma żal do ojca za te wszystkie lata, no ale kto by nie miał? Och! Musisz już iść! Muszę wrócić do pracy. – służka skierowała się do ogrodu. Wciąż ona i jej koleżanka pracowały dla tego Harry’ego.
            Odwracasz się i kierujesz do swoich komnat. Życie jest niesprawiedliwe, prawda? Czy to w książkach, czy prawdziwym życiu. Tam gdzie jest magia, czy tam gdzie jej nie ma. Problemy są inne, ale rezultat ten sam. Czasem ktoś umiera, czasem się rodzi. Każdy idzie swoją ścieżką. Dobra czy zła ciągle próbuje iść na przód. Czy jest wtedy światłym bohaterem czy czarnym charakterem? Nie mi to oceniać. Może ty spróbujesz? W końcu, kim jesteś? Człowiekiem. Zwykłym człowiekiem, robiącym niezwykłe rzeczy. Żyjesz na tym świecie, w każdej chwili zdany na zdradę. Nie wiesz, czy czasem owoce twojego życia nie zostaną ci odebrane. Możesz zostać odseparowany od świata, będąc w kokonie i nie wiedząc, co się wokół ciebie dzieje. W jednej chwili coś znaczysz, a w innej grosza by za ciebie nie dali. Kim jesteś? Człowiekiem, a teraz czytelnikiem.
Tak więc, mój Czytelniku, czy jesteś w stanie stwierdzić, co chcę ci przekazać?
Ten świat zabija swoje dzieci. Miłością, rodzicielstwem, samotnością, zdradą. Przede wszystkim zdradą.

niedziela, 3 lutego 2013

Seria Cesarska: "Mama"

Macie sobie Serię Cesarską. Z dwóch ostatnich części nie jestem zadowolona, ale inaczej zakończyć nie umiałam. Poratujcie mnie, no! Stoję w połowie 17 rozdziału SG i nie mogę się ruszyć. :(

###


Zawsze w moich fantazjach byłem ja, moja żona i trójka dzieci, biegających w ogródku za niewielkim domkiem. Moim domem. Ja i moja rodzina.

            Teraz wszystko się zmieniło. Po raz kolejny budząc się w tej samej komnacie z całym ciałem, powoli trawionym przez szalejący w nim ból, wstaję i próbuję przeżyć. Jestem cesarzową, jakby to nie brzmiało, i mam swoje obowiązki. Ogólnie rzecz biorąc moim zadaniem jest tylko dbanie o pałac, by mój małżonek, od siedmiu boleści, nie musiał sobie nim zawracać głowy. Mam pilnować służby, czy wykonuje sumiennie swoje zadania, doglądać pokojów dla gości, czy po prostu zabawiać wcześniej wspomnianych, jak ja to nazywam, natrętów. Dlaczego natrętów? Prosta sprawa, po ich wizytach czuję się bardziej molestowany wzrokiem, niż po moim pierwszym razie. No, może trochę przesadzam. Codziennie przychodzi do mnie lekarz sprawdzając jak się czuję oraz czy w końcu zaszedłem w ciążę. Możliwe, że to nie mnie powinni tak strofować a mojego mężusia, może po prostu nie umie dobrze wycelować w komórkę? Hmm… mało śmieszne, wiem. Cóż, w końcu jednak trafił.
            Po trzech miesiącach naszego małżeństwa do ludu doszła wieść: „Małżonek Cesarza jest w ciąży! Niech żyje para cesarska!” I tylko o tym mogłem przeczytać w gazetach. Oczywiście wszyscy podekscytowani arystokraci i inni królowie i królowe, które nieźle dały mi się we znaki swoimi deklaracjami pomocy opieki nad naszym przyszłym książątkiem, czy też księżniczką, o Ministerstwie Magii nie wspominając. Hmm… jak tak teraz myślę, to moim przyjaciele wciąż nie odpowiadają na moje listy. Zrobiłem coś źle? Ach! Mniejsza z tym, porozpaczam sobie później. Nie ma teraz na to czasu, gdy obłapiają twój brzuch. Ponoć mówi się, że gdy jesteś w ciąży to twój brzuch staje się obiektem publicznym, innymi słowy: KAŻDY ma prawo go dotknąć. Zawsze się z tego śmiałem, ale teraz muszę temu przyznać rację. Mój brzuch jest bardziej zmacany niż moja pupa w przerwie między naradami, kiedy to nasz „pan i władca” wzywa mnie na kieliszek wina, obecnie sok winogronowy. Mam ochotę czasem rozwalić sobie łeb.
            Były bale i przyjęcia z tej okazji, masa prezentów, masa życzeń i masa mas. Konkretniej, była KAŻDY, kto się choć trochę liczył i kto miał okazję wychachmęcić skądś zaproszenie. Nie mam pojęcia ilu osobom podziękowałem ze wspaniałym, promiennym uśmiechem, wtulając się w ramię mojego męża – świetny się ze mnie robi aktor, nie powiem. Oskara mam w kieszeni. Na pozór szczęśliwe, kochające się małżeństwo, ale w rzeczywistości brzydzę się go, każdy jego dotyk sprawia mi ból, ale daję radę. Kiedyś, bo myślałem, że uda mi się stąd wydostać, teraz dla mojego maleństwa.
            Kładąc się do łóżka każdej nocy przytulam się do mojego coraz większego brzucha i szepczę mojemu dziecku najwspanialsze obietnice, jestem w końcu jego mamą, więc kocham go najbardziej. Mimo, iż nienawidzę jego ojca, będę przy nim póki moje dziecko będzie żyło. Ma nadzieję, jako pierwszy otrzymać od niego pierwszy uśmiech. Jako pierwszy chcę usłyszeć od niego: „Kocham cię”. Jako pierwszy zobaczyć stawiane przez niego nieporadne kroczki. Jako pierwszy pomóc w nauce pisania i czytania. Jako pierwszy go przytulić i z czystym sumieniem dać go światu, wychować na dobrego i cierpliwego człowieka, zupełnie przeciwnego jego ojcu. Chcę po prostu by był mój i niczyj więcej.
            W końcu nadszedł czas rozwiązania. Okropnie się wtedy czułem, jakbym miał zaraz zemdleć. Posłałem moją służącą do doktora, który przybiegł natychmiast. Postawił zamek w pełnej gotowości na przyjęcie mojego synka. Tak! Mam synka! Miałem strasznie ciężki oddech, a nie powinienem się tak czuć prawda? Doktor mówił, że to przez to, iż moja ciąża jest typowo magiczna i tracę dużo magii na przygotowanie się do samej akcji porodowej. Później było tylko czekanie. Cesarz został powiadomiony, ale stwierdził, że przybędzie dopiero, gdy „dzieciak w końcu zdecyduje się wyjść”. Mam ochotę go zabić, oczywiście o tych słowach dowiedziałem się już po fakcie, bo moje służące stwierdziły, że nie potrzebuję dodatkowych atrakcji w postaci nerwów „bo mój mąż jest taki a siaki”. Zaczęło się!
            Poczułem okropny ból, jakby ktoś mnie rozrywał od środka. Mój brzuch promieniowali światłem i dosłownie przeteleportował dzieciątko na zewnątrz. Teraz według instrukcji doktora powinienem przetransportować średnią ilość magii. Wiedziałem, że moja moc została zapieczętowana, więc nie widząc z niej pożytku wlałem jej jak najwięcej mogłem do ciałka mojego synka. Gdy skończyłem maleństwo opadło na ręce pielęgniarki. Cała akcja porodowa zajęła 30 min. Wykończony zasnąłem.

Po obudzeniu doktor poinformował mnie, że wyjeżdżamy do zimowej rezydencji w górach, gdyż moje zdrowie nie pozwala mi na ciągłą zmianę pogody, a zimno pomoże w odzyskiwaniu sił. Powiedział, że jestem chory i mogę zagrażać życiu mojego dziecka.

Czy ja właśnie…?
Zostałem…?
Usunięty... ?

część IV: "Rodzina"

piątek, 28 grudnia 2012

Seria Cesarska: "Rozkosz"



            Pierwszy raz. Tak adorowany przez kobiety, tak pogardzany przez mężczyzn. Mój miał nadejść zaraz po zakończeniu uczty weselnej. Po odtańczeniu ostatniego tańca, który należał do młodych. Mój mąż, BOŻE JAK TO BRZMI, odprowadził mnie do moich komnat z nakazem przygotowania się do nocy poślubnej. Odchodząc wspomniał, że ktoś po mnie przyjdzie. W komnacie stało wielkie łoże odseparowane od reszty pokoju zwiewną tkaniną, która robiła za baldachim. Miałem kominek i dwa wygodne fotele przed nim. Stało tam jeszcze biurko i dwie półki zapchane książkami. Dwoje drzwi umiejscowione na przeciwległych do siebie ścianach prowadziły kolejno do garderoby i łazienki.
            W komnacie zostałem tylko ja i moja osobista służąca. Delikatnie ściągała ze mnie ślubną szatę i wysłała do kąpieli. Poddawałem się wszystkim zabiegom dosyć biernie, próbując przygotować się na najgorsze: MAM DZIŚ PRZESPAĆ SIĘ Z MĘŻCZYZNĄ.
            Moim marzeniem od dziecka było mieć piękną żonę i co najmniej trójkę dzieci, dwóch chłopców i dziewczynkę, ale w moje życie z buciorami wszedł Voldemort, a po jego upadku Dursleyowie, którzy sprzedali mnie jak zwykłą rzecz. Mimo, iż nie traktowałem ich nigdy jako część mojej rodziny, której notabene nie miałem do czasów pierwszej wizyty u Weasleyów, to jednak zabolał mnie ten fakt.
            Jak przez mgłę czułem, że pokojówka delikatnie mną kierując wyciągnęła mnie z wanny, To ja mam wannę?, i ubrała w odpowiedni strój. Patrząc w lustro widziałem zielonookiego chłopaka, w którego długich czarnych włosach błyszczał brokat i pyszniły się małe diamenciki, ubranego w biały gorsecik, takie same majtki i długie pończochy sięgające pół-uda. Pokojówka narzuciła na mnie satynowy szlafroczek i otuliła szczelnie.
            - Wyglądasz pięknie, Wasza Wysokość. – wpatrywała się we mnie jak w obrazek. Ja jednak byłe głuchy, zamknięty w swoim świecie, oczekujący nieuniknionego.
            Niedługo trwało aż przyszli po mnie. Doradca cesarza i dwójka żołnierzy z jego gwardii przybocznej. Mężczyzna narzucił na mnie jeszcze ciężką pelerynę zakrywającą moje ciało, a na głowę naciągnął kaptur mówiąc, iż taki widok jest zarezerwowany wyłączne dla Jego Wysokości, nie dla pospolitych żołnierzy. A ja myślałem, że gwardię przyboczną stanowi elita.
Droga do sypialni cesarza trwała dla mnie zdecydowanie za krótko.

* * *


            Za mną zamknęły się drzwi. Ciężka peleryna upadła ma ziemię odwiązana przez mojego męża. Teraz okrywał mnie tylko szlafroczek. Wziął mnie na ręce, by usiąść w fotelu, układając mnie w swoich ramionach.
            - Jesteś piękny, mój Harry. Mam nadzieję, iż dzieci które mi dasz będą równie albo choć porównywalnie piękne jak ty.
            Delikatnymi muśnięciami ust pieścił moją szyję i twarz. Jedną ręką próbował rozwiązać mój szlafrok, a drugą sunął z góry na dół po udzie. Przez głowę przeleciała mi myśl, iż w normalnej sytuacji byłoby mi miło, ale teraz, gdy nie ma w jego ruchach ani trochę uczucia, nie czułem żadnego podniecenia.
            Gdy szlafrok upadł na ziemię, ogarnął mnie niepokój. Mój mąż podniósł mnie i postawił przed sobą. Teraz widział mnie całego i powolutku jego ręce skradały się do sznurowania gorsetu. Złapałem do za ręce i próbowałem, odciągnąć je od swojego ciała. Mój opór jednak został szybko stłamszony przez popchnięcie na ścianę i umieszczenie moich rąk nad głową. Cesarz zniżył swoją głowę i syknął do ucha:
            - Nie zmuszaj mnie do użycia siły.
            Po szybkim zerwaniu ze mnie gorsetu i majtek, co swoją drogą zabolało, rzucił mnie na swoje łoże. Utonąłem w miękkości pościeli, gdyby nie ta sytuacja zapewne wtuliłbym się w nią, tak wspaniale pieściła skórę, ale teraz? Jaki byłby w tym sens?
            Palce mojego męża od razu bez żadnych ceregieli zagłębiły się w moim wnętrzu. I to właśnie wtedy naszła mnie pewna myśl: „Pokonałeś Voldemorta, z nim sobie rady nie dasz?”. Zadziałałem jak zwykle: impulsywnie. Dobrze wymierzony kopniak w krocze i już byłem przy drzwiach z moim szlafroczkiem w ręku. Biegłem ile sił w nogach poprzez pałacowe korytarze, a pod skórą czułem krążącą we mnie magię. Wciąż tam była, jednak zablokowana. W pewnej chwili przystanąłem by złapać oddech… i to był mój błąd. Silne ramiona złapały mnie i zamknęły w mocnym uścisku. Zostałem szarpnięty za włosy tak, iż usta agresora dotykały mojego ucha.
            - Gdzie się wybierasz, maleństwo? – głos mojego małżonka był przesycony lodem. – Zabawa dopiero się zaczyna.
            I znów ta sypialnia. Moje ręce i nogi zostały unieruchomione przez więzy. Związanie białymi wstążkami w normalnej sytuacji byłoby wielce podniecające, ale teraz… dosłownie rzygać mi się chce.
            Mój niepokój przeszedł w strach dopiero jak zauważyłem, CO ma we mnie wejść. On miał WIELKIEGO, a moja dziurka jest mała. Co teraz będzie? On mnie rozerwie. Zniżył się do mojego ucha i wysyczał: „Nie licz na taryfę ulgową za tę próbę ucieczki. Będzie bolało, mój Harry.” Moje krzyki i próby oswobodzenia się chyba tylko podnieciły go jeszcze bardziej. A potem był tylko ból.
            Jego wielki penis wcisnął się w moje wejście, powodując upadek mojej duszy i rozbicie się jej na tysiące kawałeczków. Czułem jak krew cienkie mi po udach, podczas gdy on pieprzył mnie jak zwyczajną dziwkę. Wchodził i wychodził tak szybko, mocno, iż całe łóżko dygotało w rytm jego pchnięć. Po 10 minutach nie miałem już siły krzyczeć. Byłem już tylko bezkształtną masą cierpienia. Nie mogłem skupić się na niczym innym niż bólu rozsadzającego moje wnętrze. Jego ręce były wszędzie, dotykały każdego skrawka mojej skóry, naznaczając ją jako swoją.
            Gdy wreszcie skończył poczułem zawirowania magii. Ta niewdzięczna suka przyjęła to, co on jej zaoferował. Jeśli wszystko poszło po jego myśli, to niedługo będę latał z jego dzieckiem w brzuchu. Zostawił mnie na chwilę na łóżku, usiadł w fotelu i patrzył się na mnie z triumfem w oczach. Zwyciężył. Dostał to, czego chciał. Odwiązał mnie i okrył peleryną, którą dostałem od jego doradcy, później powoli mnie prowadząc skierował się ze mną do mojej komnaty. Tam położył mnie do łóżka i, w parodii czułości, pocałował w czoło mówiąc: „Dobrych snów, moja królewno.”
A gdzie tutaj jest rozkosz?

###
Pamiętajcie o 14 rozdziale Silme ^^
Szczerze mówiąc Harry miał się całkowicie poddać naszemu "kochanemu" Cesarzowi
jednak po otrzymaniu pewnego emocjonującego komentarza stwierdziłam,
że może rzeczywiście spróbować się bronić.
Niestety Harry jest za ładny, by pozostać "czystym" [ if you know what i mean xD ]

Edit [30.12.12] : Poprawki naniesione. Dziękuję, że zauważacie takie rzeczy. ^^

niedziela, 28 października 2012

Seria Cesarska: "Szczęście"


Odskocznia od Silme'a. Jest to moja próba nauczenia się wiadomych scen :3, więc nie liczcie na jakiś dobry kawał tekstu. Nie przewiduję w tej serii więcej niż 5 części. 
Moja inspiracja: strega bianca :3 Serdecznie polecam. 
Ostrzeżenia: mpreg, yaoi 

###

Jak bardzo człowiek potrafi być szczęśliwy? Nie wiem, ale miałem taką chwilę zaraz po tym, jak zamordowałem Lorda Voldemorta, tak, zamordowałem. Wbiłem mu miecz prosto w serce. Przez zawarty w nim jad Bazyliszka, nie mógł ponownie się odrodzić. To był drugi raz, gdy byłem szczęśliwy. Pierwszy raz zaś był, kiedy poznałem moich  przyjaciół: Rona i Hermionę.
Z perspektywy czasu wiem teraz, iż to były piękne chwile, te sprzed pokonania Voldemorta, bo później zaczęła się moją męka. Wszyscy byli wolni, a mnie na nowo zniewolono. Jak to się stało? Już wyjaśniam.
Po obaleniu Czarnego Pana stałem się najlepszą partią w całej Anglii. Dostawałem wiele propozycji małżeństwa, które zostawały adresowane do mojego wujostwa, gdy ci się o tym dowiedzieli zaczęli szukać najbogatszego kandydata, który odpowiednio za mnie „zapłaci”. Oczywiście nie zgadzałem się na to, ale co ja, piętnastolatek, mogę w tej sprawie powiedzieć. Macie rację: nic. Po dwóch miesiącach, w których chadzaliśmy na przyjęcia urządzane u wpływowych czarodziejów  (Zdziwieni? Tak, moje wujostwo poszło ze mną na czarodziejskie przyjęcia) oraz u wysoko postawionych mugoli, którzy byli zaznajomieni z egzystencją magii na tym świecie. Chadzaliśmy do Malfoyów (Też byłem w szoku!), Knotów (Błagam was!) i całej tej arystokracji, i wysokich urzędników ministerstwa. Z mugolskie strony chcieli mnie wyswatać nawet z Jego Królewską Wysokością Księciem Henrym z Walii (Tak to ten książę Harry od księżnej Diany, i tak, jest mężczyzną, też nie mogłem tego pojąć) …  Byłem załamany! Ciągłe przyjęcia i prezenty, których i tak nie trzymałem dłużej niż jak je dostawałem, kochane wujostwo nie pozwalało mi się nacieszyć pięknym naszyjnikiem, czy wspaniałą bransoletą, poza tym były jeszcze ciągłe zaczepki i niby „przypadkowe” muśnięcia, czy to w ucho, czy to na udzie. Szczerze miałem tego dosyć! Więc nie wiedziałem, czy mam się cieszyć, że ciotka i wuj wybrali w końcu odpowiedniego kandydata, czy ubolewać, bo go jednak wybrali.
Nigdy wcześniej go nie widziałem, „To niespodzianka!” - mówiła ciotka Petunia. Nawet nie wiecie jaką miałem niespodziankę! Z „domu” odwieziono mnie limuzyną do Ministarstwa Magii, gdzie założono mi obrożę (!) i bransolety (!!), mówiąc iż mają one zatrzymać przepływ mojej magii (!!!) i skierować ją na sferę hermafrotydoidalną (!!!!). O co chodzi? Och! Już wyjaśniam! Moja magia miała po prostu przystosować mój organizm do urodzenia potomstwa! Niesamowite, nie?
Później odwieziono mnie tą samą limuzyną do pałacu mego przyszłego męża (!!!), gdzie miał odbyć się nasz ślub. Ubrano mnie w białą szatę, przypominającą suknię z gorsetem, ale dostosowaną do ciała mężczyzny, na palec wsadzono piękną obrączkę z białego złota, wydłużono eliksirem włosy i wpięto w nie diadem. Wyglądałem jak księżniczka z Disney’owskiej bajki. Później było już tylko „lepiej”, cała formuła ślubu nie pozwalała mi się odezwać a i mój mąż nie dawał mi prawa głosu. W sumie on sam nie był taki zły. Wysoki blondyn z sylwetką atlety, który uwielbiał wojny. Choć w tym kraju panował pokój mój małżonek miał minę, jakby się przez nasz ślub do wojny przygotowywał. Swoją drogą nie dziwiło by mnie to, gdyż jak przejeżdżałem miastem widziałem setki żołnierzy pilnujących porządku. Z kościoła przeszliśmy na balkon, by powitać, teraz już nasz, lud. Ludzie skandowali nasze imiona i padali na kolana, widząc parę cesarską. Ach! Czy wspomniałem, że mój mąż jest cesarze? Nie? To teraz mówię. Mój mąż jest cesarzem Anquestrii, nienanoszalnego państwa, magicznego, a mnie i tak odcięto dopływ magii! Po przedstawieniu mnie, udaliśmy się do Sali balowej, gdzie odbieraliśmy prezenty i gratulacje. Po tym wszystkim, plus pierwszym tańcu i kilku przetańczonych utworach, usiedliśmy na swoich tronach, gdzie dostałem pierwszego w swoim życiu ataku serca.
„Nie mogę się doczekać naszej nocy poślubnej, mój słodki Harry.”

I gdzie tu jest szczęście?



Część II: "Rozkosz"