WAŻNE!

Proszę o informację gdyby któryś z rozdziałów/one-shotów/specialów/shotr story był źle lub w ogóle niepodpięty. Za wszelkie spostrzeżenia dziękuję.

piątek, 18 listopada 2016

Mroczny Obłęd: Epilog

            Ciała naszego króla nigdy nie odnaleziono, to samo dotyczy zniknięcia księcia Brutusa i księcia Harrisona. Co się z nimi stało? Być może nigdy się nie dowiemy. Na tym kończymy naszą wycieczkę po Przeklętym Dworze Potterów. Dziękujemy serdecznie za zwiedzenie naszego więzienia i mamy nadzieję, że wrócicie do nas jeszcze po kolejne mrożące krew w żyłach atrakcje! - Alex Potter uśmiechnął się w stronę turystów i pokłonił im się lekko. - Wyjście znajdą państwo po lewej stronie, prowadzi ono do sklepów z pamiątkami, zapraszamy. Jeszcze raz państwu dziękuję, do zobaczenia.
            Alex odwrócił się do zwiedzających, zamykając za sobą drzwi do lochów. Otarł pot z czoła i z rozdrażnieniem ruszył ciemnym korytarzem. Po przejściu trasy wycieczkowej zboczył na chwilę z drogi by znaleźć się w nieużywanym skrzydle więzienia. Ruszył schodami w dół i po paru chwilach doszedł do windy, wcisnąwszy jedyny znajdujący się tam guzik, czekał. Dojechał do końca.
            – Panie, przybyła nowa dostawa. – mężczyzna skłonił się Alexowi i podał mu plik domunetów. – Wymagany jest twój podpis przy odbiorze, mój panie.
            Młody czarodziej chwycił w ręce papiery i zaczął je przeglądać. Gdybym wiedział, że to takie męczące w życiu bym się na to nie zgdodził. – pomyślał ponuro, patrząc na nazwiska, numery seryjne i w końcu sumę przywiezonego towaru.
            – Przyjechało ich tyle ile napisano czy więcej?
            – Więcej o 138, mój panie.
            – To dobrze, o 138 wariatów mniej na świecie. Przyjdziel ich do cel według numerów i tak nie będą tam siedzieli długo, lada dzień będziemy odprawiać ceremonię.
            Alex Potter, syn Aidena Pottera, który był prawnukiem Charlesa „Dwie Twarze” Pottera , został już w wieku lat 16 oddelegowany do zajmowania się muzeum. Więzienie przy spalonym dworze Potterów ocalało po napaści śmierciożerców i teraz, przeszło 150 lat po tych wydarzeniach, zostało przemianowane na muzeum Rodziny Królewskiej, która 50 lat wcześniej zniknęła bez ślady, pozostawiając po sobie jedynie wielką kąłużę krwi, którą zindentyfikowano jako tą należącą do ich króla. Nie znaleziono nikogo.
            – Jak się czują?
            – Dobrze, panie, dziś nie było najmniejszych problemów.
            Alex ucieszył się, nie każdy dzień mógł skończyć tak dobrze: dostawa przyszła na czas, wycieczki nie dawały w kość jak to zwykły dawać, nie było durnych dzieciaków, które za cel swego istnienia wyznaczył zejście do głębszych części budynku (czasem paru nie odnaleziono po takiej eskapadzie – ilu ich było? Pięciu? Siedmiu chłopców w tym roku? Alex nie liczył, nie opłacało się liczyć), ale najważniejsze, że oni byli w dobrym humorze.
            Z uśmiechem na ustach ruszył kamienną drogą, która prowadziła do najgłębszych czeluści więzienia. Po lewej i prawej stronie mijał cele, oczy pozbawione jakiejkolwiek nadziei patrzyły na niego, szukając tylko jednego w tej męce – śmierci, a Alex tylko spoglądał przed siebie od małego przyzwyczajony do tych widoków. Od małego przyzwyczajony do kłamstwa. Tak, ród Potterów nigdy nie przestał kłamac – od czasów Charlesa Seniora, ojca James Pottera, przez Charlesa Juniora zwanego „Dwoma Twarzami”, przez Aidena, aż w końcu do Alexa i, jak dobrze już czarodziej wiedział, dalej do jego własnych dzieci. Krąg kłamstw nigdy nie opuści ich rodziny – tego był doskonale świadomy.
            Ich rodzina nie miała nigdy wydać swoich, a kłamstwa miały pozostać tylko dla czytych Potterów, nie były godne prawdy, która się tu skrywała, te wszystkie pany na wydaniu, ciągle mizdrzące się do Alexa tylko dlatego, że ma pieniądze, że ma status, że ma w sobie królewska krew, że jego ród wydał dziedzica czarodziejów na świat. Dla nich chodziło tylko oprestiż, były marionetkami w ich rękach, w rękach swoich mężów, którzy trzymali w ręku cały ten swiat – szere eminecje, tak nazywali Lordów Potterów. Były tylko po to, by być, nie miały nawet rodzić dzieci, Alex wiedział, jak sobie radzić z tym problemem.
            Imperium Czarodziejskie upadło, ale ich przyzwyczajenia ludzi już nie. Czarodzieje wciąż szukali kogoś, kto stanie na ich czele. Znów wrócił Minister Magii, Malfoy – Abraxas któryś tam z kolei, ale też nie o to chodziło – nie gdy to Potterowie sprawowali władzę faktyczną. Dracon Lucjusz Malfoy przeżył dyktaturę Czarnego Pana tylko przez wstawiennictwo „Dwóch Twarzy”, który wtedy był Pierwszym Rycerzem króla. Malfoyowie przetrwali i zaczęli budować swoją pozycję od nowa. Od zwykłych obywateli do Ministrów, aż do teraz, do Ministra Magii siedzącego w kieszeni Alexa Pottera, który pilnował czy wszystko jest tak, jak być powinno, czyli tak, jak chciał Potter.
            Rozmyślając nad tą sytyacją młody dziedzic dotarł w końcu do pewnych drzwi, nie wyróżniały się one niczym konkretnym, ale dało się od nich czuć niesamowitą, ciężką energię. Otworzył je. Pomieszczenie było ogromne, sklepienie ginęło gdzieś w górze, gdzieś w ciemności. Czarny marmur błyszczał w blasku nielicznych świec, na środku stało wielkie łoże, zasłane czerwonym aksamitem. Wokół łóżka rozrzucone były noże, kołki i zabawki. Alex podszedł bliżej.
            – Jestem. Tęskniłeś? Brutus?
            – Wujek! – dało się uslyszeć spośród czerwonych poduch. Mały, bladolicy chłopiec rzucił się w jego stronę, czerwone oczka lśniły w ciemności, a odziene w rękawiczki rączki objęły jego szyję. – Dlaczego byłeś tak długo? Już mnie nie lubisz?
            – Lubię cie, Brutus. Mam pracę, nie mogę cały czas z tobą być. Bawiłeś się dobrze? – starszy czarodziej orzucił wzrokiem kątu pokoju, w których stały wielkie filary. Dokładnie cztery, umocowani byli do nich zawsze jacyś więźniowie, by malec nigdy się nie nudził, gdy nie było przy nim Alexa, albo kogoś innego. – Gdzie masz mamę?
            – Mama jest na dole z tatą. Powiedział, że nie mogę im przeszkadzać, nie wiem tylo dlaczego...? A ty wiesz? – Alex wiedział, w tym problem, wciąż nie zebrał się na tę rozmowę: rozmowę o pszczółkach i kwiatkach. To było ponad jego siły.
            – Chyba próbują sprawić żebyś miał rodzeństwo, tak myślę. – Bardzo namiętnie próbują.
            – To fajnie. – odpowiedział tylko i wybiegł przez otwarte drzwi, trzymając w małej rączce kołek, który raz po raz wbijał w wystaące z cel kończyny więźniów.
            Alex z to obrzucił ostatnim spojrzeniem pokój. Z dumą mógł stwierdzić, iż od czaów jego ojca nic się nie zmieniło i nic się ma nie zmenić. Malfoy pilnuje rządu, on pilnuje wszystkieg tu na dole. Czarodzieje nie muszą wiedzieć, że pod muzeum znajduje się prawdziwe miejsce kaźni, że pod ich stopami grasuje największy kat w historii czarodziejskiej Anglii. Zamyślił się i bardziej poczuł niż zobaczył pojawienie się osoby w odmętach, otwierającego się za nim, korytarza.
            – Wspaniała robota. Mam nadzieję, że masz czas by się z nami pobawić? Mój Brutus bardzo się stęsknił.
            Potter odwrócił się napotkał hipnotyzujące zielone oczy, które już zachodziły czerwoną mgłą. Mężczyzna stojący przed nim miał długie do pasa, czarne włosy, odziany był tylko w kawałek materiału, który zwisał mu z pasie, a który wczesniej była zapewne szlafrokiem. Cały obryzgany krwią i białą mazią. Wytrzymawszy to spojrzenie, odpowiedział:
            – Oczywiście, Harry. Już do was dołączam.
            Nic się tu nie zmieniło, może tylko zasady gry – teraz je liczymy na dwoje. Poza tym nic. Więzienie dalej funkcjonowało, Potterowie nadal dyktowali zasady, Malfoyowie dalej byłi w ich rękach, a społeczeństwo? Oni myśleli, że coś zmienili, że coś się zmieniło, że jest lepiej. Nie jest. Cele pękały w szfach, Azkaban pękał w szwach, zapchany przez ludzi, którzy mówią za dużo. Nie zmieniono niczego, po prostu teraz lepiej się ukrywano. Voldemorta nie było, ale był Harrison, był Brutus, a teraz jest i Abraxas i Alex. Wszystko na swoim miejscu, każda kropla krwi, każda wylana łza, każda pozyskana esencja. Diabeł im sprzyjał, Alex o tym wiedział i czerpał z tej wiedzy wielkie korzyści, jak każdy Potter, który miał na tyle oleju w głowie, by nie utrdniać życia Mrocznemu Obłędowi.
            Nic się nie zmieniło. Ludzi ginęli. Krew płynęła. Mroczny Obłęd nadal trawił życia innych ludzi.
            Głuchy odgłos zamykanych drzwi nie został przez nikogo usłyszany, kolejne krzyki i jęki więźniów wypełniły korytarze więzienia.
            Nic się nie zmieniło. Ludzie nadal byli tylko ludźmi. Byli słabi – pomyślał.
            – Idziesz? Charlie?
            – Idę, braciszku. Idę.

            Charles „Dwie Twarze” Potter też się nie zmienił.

///
Skończne. Chciałabym wiedzieć tylko dwie rzeczy: 1) dlaczego cały mój tekst jest podkreślony na czerwono? 2) dlczego nie skopiowało mi akapitów?
Drodzy moim - krótkie to i po czasie, ale skończyć musiałam, bo mnie MO bolało - takie niezakończone. Teraz szykuję rozdział z SG, a potem wymyślę, które opowiadanko większe zaczniemy aktualizować. Kiedyś to skończymy! 
Buziaki,
LR