! Ostrzeżenia: sceny tortur i pedofilia !
Anonimowy 2 stycznia 2014 09:42
Ej no bo my to juz od zeszlego roku czekamy na nowy rozdzial xDJebłam xD Dosłownie. Hah! Dzisiaj MO, ale nie bójcie się. W końcu przyjdzie czas na SG :D
Będąc
już któryś dzień w całkowitej ciemności człowiek zaczyna tracić rozum. Jego
wszystkie wartości stają się niczym w porównaniu do otaczającego go mroku. Obłęd
powoli rozpoczyna trawienie umysłu. Człowiek przestaje być człowiekiem,
przestaje myśleć, rozumować, dociekać. Istota ludzka zaczyna tracić swoją
wartość będąc tylko narzędziem.
Ronald
przyłożył swoje rozpalone czoło do chłodnego kamienia. Nie miał pojęcia ile już
tu są. Nie było żadnego źródła światła prócz jednej, jedynej pochodni
znajdującej się za drewnianymi drzwiami, której blask leniwie, jakby z
przymusem, sączył się przez małą kratkę w drzwiach. Nie było ani jednego
promyka blasku słonecznego, by móc się ogrzać czy też stwierdzić ile dni minęło
od ich uwięzienia. Spojrzał na miejsce, gdzie powinna siedzieć Hermiona, przez
większą część czasu płakała, więc ta cisza z jej strony była niepokojąca.
Siedziała
tam. Jej różowa sukienka stała się wprost czarna od brudu, a może to jego
złudzenie? Może rzeczywiście wszystko jest czarne? Jej wspaniałe loki opadły i
teraz leniwie wisiały pokryte warstwą łoju i potu, kłębiły się w nieładzie
wokół bladej, wychudzonej twarzy. Zapadnięte oczy zapatrzone były w trzymany
przez nią przedmiot.
-
Hermiono? – spytał zachrypniętym od nieodzywania się głosem. – Co tam masz?
-
Znalazłam. – padła lakoniczna odpowiedź.
-
Gdzie?
-
Pod łóżkiem.
Ron
spojrzał w stronę łóżka. Były na nim, rozkładające się już, zwłoki mężczyzny,
który był w tej celi przed nimi. Zastanawiał się dlaczego go tu zostawili.
Podejrzewał, że miała to być dla nich tortura psychiczna, spędzanie każdej nocy
z gnijącym truchłem, które i tak kończyły się godzinami bezsenności.
-
Tak? Skąd? – Hermiona bez słowa podała mu dziennik. Zaczął czytać.
Poznałem go, gdy uczył się chodzić.
Nieporadnie biegał za swoimi rodzicami, którzy nie zwracali na niego uwagi. Za
nim chodził stary Potter, wciąż bacznie go obserwując. A ja? Młody panicz,
będący w odwiedzinach. Mimo tego co się stało z perspektywy czasu nie żałuję
swoich występków. Każdy kiedyś to robi, ale ja nie. Jestem zadowolony, że byłem
jego pierwszym – ubolewam nad tym, że nie ostatnim.
Harrison miał wtedy dziesięć lat.
Młodziutki. Czułem się jakbym go gwałcił, a to on przyszedł pewnej nocy do
mnie. Jego czerwone oczy paliły moją skórę, gdy ściągał ze mnie ubrania. Małe,
delikatne paluszki rozsunęły poły koszuli, a ciepły języczek zaczął sunąć po
mojej klatce piersiowej, dotykając najczulszych punktów.
Zaczęło mi się robić gorąco, a on
dopiero zaczął. Rozpiął mi spodnie i powolutku, jakby z namaszczeniem zsunął je
do połowy ud. Chwycił moją męskość w swoje małe ręce i odezwał się po raz
pierwszy: „Pobawisz się ze mną?” – nie wiedziałem, że odpowiadając „tak”
podpiszę na siebie wyrok, ale jak mówiłem nie żałuję, mimo wszystko. Harry
wziął mojego penisa do ust i zaczął zachłannie ssać, w jego czerwonych oczach
dało się widzieć drapieżność i perwersję, której tam być nie powinno, ale nie
zwracałem na to uwagi – a miałem. Lizał, ssał i kręcił swoją główką, a jego
czarne, długie do ramion włosy łaskotały mają skórę. Byłem maksymalnie
odprężony. W końcu stało się. Mały wspiął się na mnie i opuścił na moją
męskość.
Przez dłuższy czas pozostawał w
bezruchu i dopiero w tym momencie spostrzegłem, że coś jest nie tak. Jego oczy
o czarnych białkach i czerwonych tęczówkach wpatrywały się we mnie niczym w
jakiś ciekawy eksponat. Mały jakby mnie testował, sprawdzał reakcje,
przechylając głowę raz w jedną, a raz w drugą stronę. Wnet spostrzegłem
również, że z ciała chłopca sączy się czerwona posoka – on nie był
rozciągnięty! Chciałem go z siebie zrzucić, fakt, że go pożądałem – dziecko! –
nie znaczył, iż muszę go okaleczać. Szarpnąłem się, ale siła chłopca była zbyt
wielka. Magia również nie działała. To było niesamowite.
Harry zaczął się od razu szybko
poruszać, nie wydając z siebie ani jednego dźwięku. Cisza panująca w sypialni
była nienaturalna, ciężka, zabijała moją duszę kawałek po kawałku. Moje serce
stawało, gdy widziałem mojego członka całego pokrytego krwią mojego maleństwa.
Patrzyłem ze zgrozą na jego twarz wyrażającą euforię, zatracenie i obłęd. Tak,
mój ukochany był opętany przez obłęd, który kazał mu niszczyć siebie i innych –
o tym dowiedziałem się będąc już tutaj.
…
Zawsze go kochałem i zawsze będę kochał moje maleństwo. Mimo tego, ze wiem, iż
mnie kiedyś zabije w ekstazie, popędzie. Mimo tego bólu, który mi zadał. Ma
teraz 14 lat. Niedługo wyjdzie za mąż.
- To jest wyrwane z kontekstu, Hermiona.
- Ron. Ktoś wyrwał
kartki, nie dowiemy się więcej niże teraz bez tych stron. Bynajmniej wiadomo
już jedno. Brat Charlesa ma na imię Harrison, Harry w skrócie. Jest chory, ale
nie wiemy na co. Przejawem choroby są jego oczy – czerwone tęczówki na tle
czarnych białek. Nie znam żadnej czarodziejskiej choroby, która by się tak
objawiała. W dodatku wiemy już, iż choroba ta działa na niego bardzo
wyniszczająco i karze mu okaleczać siebie oraz innych. Może to jakaś choroba
psychiczna?
- Jak teraz o tym
mówisz… słyszałem kiedyś o takiej chorobie. Mama nazywała ją Obłędem, tak jak
nasz przyjaciel – spojrzał się na nieboszczyka. – Przynajmniej przez niego
wiemy już z kim mamy do czynienia – szaleńcem.
*
* *
Hermiona nie spała tej
nocy dobrze. Śniły jej się koszmary o dziesięciolatku o czerwonych oczach,
oddającym się każdemu we wszystkich możliwych aspektach. Widziała jak mężczyźni
brali brata Charlesa, jak wciskali mu do buzi swoje członki, jak jeździli nim
po jego ciele, jak wchodzili w niego, aż chłopiec wył nieludzko. Zaułek, kosze
z wysypującymi się śmieciami, pełno brudu, kurzu, a pośrodku Harrison i
napastujący go zboczeńcy. Lecz w całym tym harmidrze była jedna oaza spokoju –
sam Charles, który przyglądał się swojemu bratu z lekkim, prawie niezauważalnym
uśmiechem. Gdy mężczyźni skończyli i zostawili chłopca o czerwonych oczach
pokrytego spermą, podszedł do niego i powiedział: „Grzeczny chłopczyk,
pobawiłeś się już?”, „Nie” padła odpowiedź i wszystko się zmieniło. Cała sceneria
stała się pustką. Zniknęły kosze na śmieci, brudny zaułek, pijani przechodnie,
krzyczący u jego wejścia. Zostali tylko mężczyźni, Harry, Charles i ona sama. Chłopiec
odwrócił się w stronę swoich „oprawców” i zaczął zabawę „właściwą”. Z ciemności
wyłoniła się sala tortur – a bynajmniej tak jej się wydawało.
Mężczyzn było trzech.
Pierwszy został
zamknięty w żelaznej dziewicy. Wprowadzony nie zdawał sobie sprawy z
zagrożenia, wciąż będąc wpatrzonym w czarnowłosego. Patrzył mu w oczy, gdy ten
powoli z namaszczeniem zamykał drzwi. Mężczyzna stawił dopiero opór, zauważając
napór ostrych jak brzytwa kolców na całą lewą stronę swojego ciała. Począł się
szarpać, ale nic to nie dało, Chalres bowiem opuścił jakąś dźwignię i lewa
część żelaznej dziewicy zacisnęła się na człowieku. Z jego gardła wydobyło się
przerażające wycie. Harrison podszedł do niego i zlizał z odkrytej klatki
piersiowej krew, która teraz lała się z ran czerwonym potokiem. Zabawa została
skończona, gdy na przerażonym do granic możliwości mężczyźnie zatrzasnęła się
druga część dziewicy. Krzyki ucichły.
Drugi został umieszczony
na kołysce Judasza. Ostro zakończony szpic narzędzia lśnił złowieszczo w
świetle pochodni. Mężczyzna umieszczony był nad nią, na specjalnych linach,
które powoli ciągnęły go w dół. Gdy osiągnęły moment, gdy był już prawie na
czubku miedzianej piramidy, stalowe rury, które były przytwierdzone do lin
docisnęły go do końca. Czubek narzędzia wbił się w jego ciało, krzyki
roznoszące się po sali niosły się jeszcze dalej w głąb budynku, tak bardzo nieprzyjaznego
Hermionie. Krew mężczyzny ściekała kaskadą w dół piramidy, by stworzyć u
podpierających ją żelaznych nóg czarną kałużę. Krzyki ucichły, gdy tylko
ściekła z niego cała życiodajna czerwień.
Trzeci dostał najgorszą
karę z możliwych. Charlie i zielonooki zacięli go na dziwnym urządzeniu. Wisiał
on głową w dół przypięty za kostki. Między jego nogami przymocowano żelazny
pręt, uniemożliwiający złączenie ich razem. Cała krew ofiary spłynęła jej do
mózgu. Dla Hermiony były to najgorsze chwile, które złamały w jej umyśle obraz
przyjaciela. Charlie – nie – Potter chwycił z bratem wielką piłę i ustawił ją
na kroczu mężczyzny.
- Mój maleńki, moje
słoneczko – majaczył mężczyzna, wbijając swoje spojrzenie w Harrisona. – Tak piękny,
tak ciasny, tak rozkosznie grzeszny. – chłopiec pochylił się i musnął ustami
spierzchnięte wargi mężczyzny.
- Jeszcze chwilkę
najdroższy. – powiedział z jadem na języku. – sprawisz mi niesamowitą rozkosz.
Tylko się nie ruszaj. Dobrze? – jeszcze raz złożył pocałunek na jego twarzy i
chwycił pilę z jednej strony. Charles złapał ją z drugiej i rozpoczęli cięcie
mężczyzny.
Piła gładko zatapiała
się w ciało, a mężczyzna świadomy swego bólu – nie mógł stracić przytomności,
bo cała krew zatrzymywała się w jego mózgu. W pewnym momencie usłyszała cichy
głosik, pośród krzyków.
-
Braciszku! Zaklinowała się!
Rzeczywiście! Piła zatrzymała
się w połowie miednicy. Chłopcy próbowali ruszyć nią, ale bez skutku.
- Mały, zostawiamy go.
Zaraz się wykrwawi. – chłopczyk słysząc to zrobił niezadowoloną i smutną minkę.
Nagle z ciała mężczyzny zaczęła wypływać zielona esencja, która zmieszana z
krwią spływała po jego klatce piersiowej.
Harrison widząc to
dossał się do rany spijając płyn i mrużąc oczy z rozkoszy.
-
Udało się. – Hermiona usłyszała szept Pottera. Spoglądając na niego, zauważyła
niezwykłą czułość bijącą z jego oczu. On
go kocha – ta myśl nie dała jej spokoju. – jak on może kochać… TO COŚ?! – zastanawiała się patrząc jak
zielonooki wciąż pije krew swojej ofiary –
Jak wampir.
Ostatnie
co Hermiona zobaczyła przed obudzeniem to para czerwonych oczu, lustrująca ją z
ciekawością i jedno pytanie: „Kim jesteś?”.
*
* *
Dziewczyna
powitała śmierdzącą celę z westchnieniem ulgi. Wszystko było po staremu. Ron
siedzący pod ścianą. Grzyb na ścianach, rozkładające się zwłoki, no i drzwi.
Jednak coś jej nie pasowało, coś się zmieniło, coś na nią patrzyło. Przyjrzała
się drzwiom i zobaczyła to. Przez szczelinę w drewnie, którą sprawdzali czy nie
uciekli, patrzyła para zielonych oczu. Hermiona oddała spojrzenie i hardo
wpatrywała się w jadowite obręcze. Po celi rozszedł się znajomy jej głos,
sprawiwszy, że wszystkie włosy na skórze stanęły jej dęba.
-
Kim jesteście?
O mój borze zielony i szumiący... Jestem przerażona. Nigdy nie czytałam czegoś tak strasznego, ale w sensie... strasznej treści, nie strasznego stylu w którym została ona napisana. To gorsze niż niejeden horror!
OdpowiedzUsuńI to jest komplement, wbrew pozorom. Bo ja nigdy nie napisałabym czegoś takiego, chociaż w swoich opowiadaniach mam zaplanowane motywy wojny i jej okrucieństw.
Dzięki za skomentowanie rozdziału, to dla mnie naprawdę ważne :3 Już niedługo część druga a link do niej znajdziesz pod tytułem "Szukając siebie".
Pozdrawiam!
Nie zasne dzisiaj! O.O albo jak zasne to wole nawet nie myslec o bedzie mi sie snilo. To bylo straaaaszne, makabryyyyczne itp itd.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko dalej czekam na nastepny rozdzial, w szczegolnosci SG!
Weny,
Mir
Przerażające! Ale i tak mi się podoba, a Anonimowy ma racje! My już od zeszłego roku czekamy! Rozdział mi się podoba, choć czekam na SG
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
IdT
Kiedy next? :)
OdpowiedzUsuńJsvgsbvsjsb...help ;-;
OdpowiedzUsuńJak mogłam to czytać TERAZ to ja za Chiny nie pojmuje.
Nie zasne nie ma bata. Ale rozdział i tak super ^^