WAŻNE!

Proszę o informację gdyby któryś z rozdziałów/one-shotów/specialów/shotr story był źle lub w ogóle niepodpięty. Za wszelkie spostrzeżenia dziękuję.

wtorek, 24 grudnia 2013

Harry w Dziadku do orzechów

Jest to wersja nieco skrócona, niemniej jednak zapraszam!


Pewnie wiele już życzeń usłyszeliście i jeszcze więcej usłyszycie. Ja wam życzę by każda chwila radości ciągnęła się w nieskończoność. By trwała, trwała i nigdy nie przestała. Tyle z mojej strony. Szczęścia, ludziska!
LR


            Dla Harry’ego Pottera święta były od zawsze zwykłym dniem, w czasie którego było tylko więcej dla niego roboty. Przygotowywanie wigilijnych potraw stało się dla niego czymś tak znienawidzonym, iż widząc je na dursley’owskim stole miał ochotę zwymiotować. Pierwsze święta w zamku Hogwart zmieniły jego nastawienie, miał w końcu szansę odczuć ich magię, a nie była ona związana z tym, iż przebywał w zamku przesyconym magią. Kolejne Boże Narodzenie przyniosło jeszcze więcej radości i kolejne też, i kolejne. Teraz siedząc przed kominkiem w domu Blacków miał ochotę podziękować wszystkim bóstwom za to, iż był w stanie poznać wszystkie tajniki szczęścia, którym przeplatane, razem z przebaczeniem, były święta. Chłopiec okrył się bardziej kocem i spojrzał na zegar. Jedenasta.
            - Dzieciaku? – usłyszał głos swojego chrzestnego.
            - W salonie!
            - Ach! Tu jesteś! Słuchaj, znalazłem to kiedyś w piwnicy, między tymi gratami, które chowa Stworek. Odmalowałem, trochę naprawiłem i… Myślę, że ci się spodoba. – Syriusz wyciągnął zza siebie dziadka do orzechów. Drewnianego żołnierza, ubranego w czerwony surdut, wysokie buty i z szablą przy boku. Patrzył na Harry’ego oliwkowymi oczyma.
            - Jest piękny! – krzyknął chłopiec, przyciągając figurkę do piersi i uśmiechając się lekko. Nagle Harry spostrzegł, iż ramię jego dziadka do orzechów smętnie zwisa, poddając się każdemu jego ruchowi. – Och! – chłopiec szybko chwycił kawałek wstążki, leżącej na stoliku przed nim, i owinął ramię dziadka. – Widzisz? Teraz już jest lepiej, czyż nie? – powiedział, a oczy dziadka do orzechów zalśniły wdzięcznym blaskiem. – Syriuszu! Widziałeś to?!
            - Co?
            Harry popatrzył na swojego chrzestnego z niedowierzaniem i porzucił ten temat.
* * *
            - Syriuszu! Trzeba go przenieść! Tutaj mu będzie zimno!
            - Och, przestań, Molly! Będziesz mu teraz przeszkadzać? Kiedy ostatni raz miał szansę na spokojny sen? – odparł Syriusz poprawiając koc na śpiącym na kanapie przed kominkiem Harrym Potterze, Rzucił jeszcze tylko zaklęcie na ogień, by ciągle się palił i odszedł wraz z Molly.
* * *
            W salonie zaległa cisza. Słychać tylko było trzaskający w kominku ogień i dźwięk płonących na choince świeczek. Wtem dźwięk zegara przeciął niczym strzała stagnacje zalegającą w pokoju.
            BIM! Nagle wszystko zaczęło się zmieniać
            BOM! Ozdoby choinkowe poczęły się ruszać!
            BIM! Baletnice rozpoczęły swój taniec, elfy poczęły poprawiać ozdoby choinkowe, Mikołaje szukały swoich reniferów ukrytych, gdzieś przy pniu drzewka.
            BOM! Przez salon zaczęła przelatywać niesamowita poświata, ożywiając wszystko, co napotkała na swojej drodze.
            BIM! Sowa siedząca na zegarze rozpoczęła swój lot poprzez pokój i usiadła przy głowie śpiącego chłopca.
            BOM! Dziadek do orzechów został postawiony na ziemi przez elfy.
            BIM! Łańcuchy zaczęły wić się i poruszać na choince w rytm cichutkich piosenek, tańczących baletnic.
            BOM! Dziadek do orzechów zaczął się ruszać za sprawą niesamowitej niebieskawej poświaty.
            BIM! Smuga niebieskiego światła przeniosła się do dziury w ścianie.
            BOM! Z dziury wypadła armia myszy, która zaczęła harcować po całym salonie, zbijając bombki, otwierając prezenty.
            BIM! Dziadek do orzechów rozpoczął walkę z armią myszy, co chwila patrzył na śpiącego chłopca, czy te szczury nie podchodzą do chłopca zbyt blisko.
            BOM! Harry Potter obudził się i nie mógł uwierzyć własnym oczom.
            Przed nim rozgrywała się walka między jego dziadkiem do orzechów a myszami. Wtem wszystkie ucichły i ustawiły się wzdłuż by przepuścić króla Szczurów.
            - Kogóż ja to widzę. Nie wystarczyło ci, że zamieniłem cię w drewnianą kukłę?
            - Będę walczył dopóki nie zrzucę cię z tronu, królu szczurów. – Harry nie mógł uwierzyć, co się wokół niego dzieje. Mysz z berłem i jego dziadek do orzechów rozpoczęli zażartą walkę. Zobaczywszy, że zabawka przegrywa, chwycił książkę z zamiarem rzucenia nią w mysiego króla, gdy ten go dostrzegł.
            -Nie będziesz już taki pewny. – powiedział, kierując swoje berło na Harry’ego. Chłopiec zaczął się kurczyć, coraz bardziej i bardziej, aż w końcu zmalał do wielkości myszy. Wszystko stało się dla niego ogromne. Choinka przytłaczała go swoimi rozmiarami, a prezenty stały się dla niego nieosiągalnymi szczytami, niczym Mount Everest dla zwykłego człowieka.
            - C… Co się stało? – walka dalej trwała i Harry, w porywie desperacji, przewrócił jeden z prezentów, który upadł na króla z głuchym tąpnięciem. Armia zabrała swojego władcę i rozpierzchła się, pędząc w stronę dziury w ścianie.
* * *
            - Jak? Co? Gdzie?
            - Harry, uspokój się!
- I ty jeszcze mówisz! Dziadek do orzechów do mnie mówi! Ja wariuję! Obudźcie mnie, odczarujcie!
- Maleńki, zaklęcie, które nas zmieniło może tylko odczarować Cukrowy Książę. Jeśli chcesz je przełamać, musisz wyruszyć wraz ze mną.
- Ale gdzie on jest?
- Może ja pomogę? – z zegara zleciała sowa i usiadła blisko małych bohaterów. – Cukrowy Książę zamieszkuje zamek na wyspie pośrodku Morza Sztormów.
- Dziękujemy więc i ruszamy.
- Czekaj! - zwrócił się do sowy. - A jak wrócę do domu?
Sowa podleciała do jednej z baletnic i zerwała z jej szyi srebrny łańcuszek w kształcie półksiężyca. Oddając go chłopcu rzekła: "Jeśli będziesz chciał wrócić, otwórz ten medalion!". Odebrawszy swój bilet powrotny dziadek i Harry przeleźli przez dziurę, którą wcześniej uciekły myszy, i zostali porwani przez wir czystej magicznej energii.
* * *
            Dwójka bohaterów trafiła do Lodowej Krainy, po której buszowały Lodowe Wróżki. Jedna z nich bardzo kulała i nie nadążała za przyjaciółkami. Harry pochwycił małą i poprawił jej skrzydełko. Duszki poczęły wokół niego tańczyć, ciągnąc go za ubrania i pomagając mu wykonywać konkretne ruchy. Po jakimś czasie odleciały w swoją stronę ciągnąc za sobą śnieżycę, pośród której ich skrzydła lśniły niczym diamenty.
            Śnieżna kraina dłużyła się Harry’emu niemiłosiernie, więc z radością zareagował na wieść, iż zbliżają się do miasteczka. Lecz gdy do niego weszli Piernikowa wioska była martwa. Wokół nie była żadnej żywej duszy. Panowała nienaturalna i złowroga cisza. Wioska została ograbiona ze wszystkich słodkości, z których była zbudowana. Wtem dwójka bohaterów została zaatakowana przez śnieżne kule, nadlatujące zza jednego z nasypów śnieżnych. Dwójka dzieci dosłownie bombardowała Harry’ego i dziadka do orzechów.
            - Stójcie! Nie zrobimy wam krzywdy! – zawołał chłopak, mając nadzieję, iż nie dostanie znów śnieżką w twarz.
            - Co tu się stało?
            - Nie wiemy. – odpowiedział chłopczyk. – Gdy wróciliśmy naszym kucykiem, Marcepanem, już wszystko takie było. To pewnie znów armia Mysiego Króla zrabowała naszą wioskę… jak zwykle. – pięść dziadka zacisnęła się, co nie uszło uwadze Harry’emu.
            - Co to? – czarnowłosy wytężył słuch, z lasu wybiegali właśnie żołnierze królewscy. Spłoszony koń odbiegł w drugą stronę – Biegniemy! – krzyknął Harry i zaczął biec, biorąc w swoje dłonie rączki dzieciaków.
            Na szczęście uciekinierów z jednego z drzew spadła drabinka. Wszyscy wspięli się po niej. Gdy dziadek wszedł na deski domku, spytał się:
            - Wszyscy bezpieczni?
            - Niekoniecznie – odpowiedział mu niepewny głos zielonookiego.
* * *
            - Więc? Kim jesteście i co tu robicie?
            - Jestem dziadek do orzechów a to jest Harry, zostaliśmy przeklęci przez Mysiego Króla. Według księcia Laure jesteśmy w stanie się odczarować i pomóc całemu królestwu z pomocą Cukrowego Księcia…
            -Przecież to bajki!
            - Nie! To jest prawdziwe, ja w to wierzę – powiedział z mocą Harry.
            Po długim namyśle zdobyli dwójkę kompanów i ruszyli nam Morze Sztormów.
* * *
            - Wy idźcie znaleźć zapasy, a my przygotujemy łódź.
            - Chodź za mną, Harry. – dziadek pociągnął za sobą Harry’ego do wymarłej doliny.
            - Tu nic nie znajdziemy…
            - Poczekaj… - dziadek odsunął dosyć sporej wielkości kamień i odkrył wielką dziurę, skrytą pod ziemią. Ze szczeliny poczęły wylatywać Kwiatowe Wróżki, które za sprawą swojej obecności ożywiły obumarłe drzewa, trawę i zrzucały z gałęzi do ich koszyków piękne czerwone jabłka. Harmonię tego miejsca zrujnował wielki kamienny stwór kroczący w stronę naszym bohaterów.
            - Majorze! Pułkowniku! Odpływamy! – krzyknął Harry, jednak stwór rozwalił wielkim głazem ich łódki.
            W tym momencie morze zaczęło zamarzać Śnieżki, tańcząc na tafli wody, sprawiały, iż pojawiała się na morzy dosyć gruba skorupa lodu. Przyprowadziły również konia, a z nim i bryczkę, w którą wędrowcy szybko wskoczyli. Pokrywa lodowa była jednak na tyle wytrzymała, że skalniak również mógł po niej przejść. Dziadek do orzechów wyskoczył z wozu i swoją szpadą zrobił wyrwę w wodzie. Skalny potwór zatonął, a czwórka bohaterów popędziła konia szybko docierając do wyspy.
* * *
            Na owej wyspie stał wielki pałac, a bynajmniej tak się wydawało dopóki major, pułkownik i dziadek do orzechów do niego nie weszli. Zamek okazał się atrapą, pułapką by zwabić niczego niepodejrzewających wojskowych. Harry został sam na wielkiej wyspie bez możliwości powrotu.
            Po jakimś czasie wokół zielonookiego zaczęły otaczać kwiatowe wróżki, które zmusiły go do pójścia z nimi. Duszki stworzyły huśtawkę z pomocą, której mogły przetransportować Harry’ego prosto do zamku Mysiego Króla. Gdy stopy Harry’ego dotknęły schodów przy tajemnych drzwiach, odwrócił się podziękował duszkom i ruszył w głąb zamczyska. Tymczasem wróżki uciekły do ocalałych ludzi i wznieciły bunt przeciwko królowi
* * *
            Harry przez długi czas kluczył pośród niezliczonych ilości korytarzy by w końcu trafić do lochów. Tam niestety napotkał na straże w postaci dwóch żołnierzy, pilnujących drzwi.
            - Ach! Tutaj jesteście! Jego Wysokość was szukał! Mówił, że jeśli nie stawicie się na dziedzińcu za dwie minuty zamieni was w żuki gnojaki!
            Tak pozbywszy się straży Harry wszedł do celi. Pustej celi. Nikt nie postawiłby straży przed pustym pokojem – pomyślał zaniepokojony. Poczuł dziwne zawirowania magii, oddzielające jego rękę od ściany na jakieś pół metra. Chcąc pozbyć się tego weneckiego lustra, rzucił w nie pochodnią. Te rozprysło się na tysiące małych kolorowych odłamków, by ukazać oczom czarnowłosego zaginionych.
            - Harry.
            - Dziadku do orzechów! – Harry rzucił się na szyję zabawce. – A może raczej, Laure. – wyszeptał mu do ucha. Książę tylko się uśmiechnął, patrzą mu w oczy swoimi oliwkowymi tęczówkami.
* * *
             Na głównym dziedzińcu zwołano wszystkich mieszkańców, a raczej spędzono ich tu mimo woli. Zostali oni zmuszeni do brania udziału w spaleniu dziadka do orzechów. Jednak coś się królowi nie podobało.
            - Chcieliście mnie zdradzić, moim drodzy poddani. Wiedzcie jedno, nie poturbuję was! – wszyscy ludzie zostali zamienieni w posągi. To było dla dziadka za dużo. Zeskoczył z balkonu prosto na bruk i rozpoczął walkę z królem. Była ona nierówna ze względu na to, iż król użył swojego berła do powiększenia siebie. Harry chcąc zakończyć walką rzucił się między Mysz a dziadka do orzechów. Dostawszy się w krzyżowy ogień zaklęcia nie miał szans na uniknięcie go. Książę jednak rzucił się do przodu odbijając urok swoim mieczem w stronę szczura. Król stawał się coraz mniejszy, by w końcu zostać małą myszką uciekającą do kanałów.
            - Mój dzidek do orzechów. – Harry schylił się i pocałował swoją zabawkę. Ta poczęła się zmieniać w prawdziwego księcia. Drewno ustąpiło miejsca ciału. Teraz chłopiec trzymał w ramionach dobrze zbudowanego mężczyznę o długich blond włosach i oliwkowych oczach. Również strój Harry’ego uległ przemianie. Ze zwykłej piżamy powstała piękna szata do pół uda, przyległa na piersi i rozkloszowana od talii w dół. Długie szerokie rękawy chowały małe dłonie, a na czole pojawił się piękny diadem z białego złota w wszczepionym w niego kamieniem księżycowym.
            - Jasne! Cukrowy Książę był z nami cały czas! – krzyknął Laure porywając w swoje objęcia Harry’ego. Ten śmiejąc się wdzięcznie odwzajemnił uścisk.
            W tym samym czasie lud podniósł okrzyki sławiące nowego króla Laure Elesnara i zaczęli świętować tańcząc wokół. W końcu ustąpili miejsca parze królewskiej. Srebrnowłosy chwycił w swoje objęcie czarnowłosego i rozpoczął ich taniec. Powoli, z namysłem, by zmysłowo poruszać sobą i ukochanym. Zatraceni w tańcu, jakby świat miał się zaraz skończyć.
            Wtem znad głów poddanych wystrzelił Mysi Król, lecący na nietoperzu. Pochwycił w swoje łapki naszyjnik Harry’ego i otworzył go. Laure i chłopiec przypomnieli sobie w tym momencie słowa sowy: Jeśli będziesz chciał wrócić, otwórz ten medalion! Zielonooki powoli znikał, by w końcu przestać istnieć i nie usłyszeć wyznania miłości swojego ukochanego.
* * *
             Harry Potter obudził się o godzinie dziesiątej rano. Nie mógł uwierzyć, że to był tylko sen. Taki piękny, taki realny. Dopadła go tęsknota za Laure, którego musiał zostawić. Naraz do salonu wszedł Syriusz.
            - Hej, dzieciaku! Wiesz co? Byłe przed chwilą u Gringotta i spotkałem syna swojego przyjaciela. Harry to jest Laure.
* * *
            Bo najważniejsze jest wierzyć, że szczęście może istnieć wszędzie, w świecie bajek czy realnym. To jest jedyne, co możemy zrobić. Myśleć, że czas może się zatrzymać na tej jednej wspaniałej chwili. By się zatrzymał jak dla pewnej pary, króla i księcia, tańczących na dziedzińcu, pośród płatków śnieżnej kuli, oraz dla dwóch chłopców patrzących sobie w oczy. Tylko jedną chwilę. Ona starczy.

6 komentarzy:

  1. Wow.
    CUDOWNE!!!
    Skąd wzięłaś pomysł na taką historię? Wyszło Ci to genialnie.
    Tylko dodaj jeszcze wzmiankę o naszyjniku podarowanym przez sowę na początku przygody. Poza nie mam się co czepiać.
    Chyba, że o to iż było ono za krótkie. ;D

    Także Tobie życzę wesołych Świąt i szczęśliwego oraz dobrze przebalowanego Nowego Roku!
    Dużo weny życzę!
    Pozdrawiam
    zmienna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wytknięcie. Mówiąc szczerze byłam pewna, że na początku napisałam o tym naszyjniku. xD

      Usuń
  2. Nie ma za co. =)
    zmienna

    OdpowiedzUsuń
  3. Ło zajefajne tylko szkoda, że akcja się tak szybko toczy no i boziczku ja po prostu uwielbiam to jak piszesz i, że łączysz bohaterów z dwóch różnych książek/bajek/filmów. Z innej beczki błagam cię o to aby Voldi dorwał w swoje łapki Andora bo właśnie ta para spodobała mi się najnajnajbardzej <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej no bo my to juz od zeszlego roku czekamy na nowy rozdzial xD
    Ale tak na serio to juz nie moge sie doczekac nowego SG! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    bosko, to był sen, a może jednak nie, spotkał księcia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dzięksy! Każdy komentarz jest dla Lusty ważny! Szczególnie te, które dają porządnego kopa w tyłek! ^_^ /// Ireth :3