WAŻNE!

Proszę o informację gdyby któryś z rozdziałów/one-shotów/specialów/shotr story był źle lub w ogóle niepodpięty. Za wszelkie spostrzeżenia dziękuję.

sobota, 16 sierpnia 2014

>> Rozdział 28


Poprawione. Mój błąd w tym rozdziale był następujący: 3/4 poprzedniej wersji już było wklejone, a 1/4 to początek tego. Nie pytajcie mnie jak to zrobiłam. Później okazało się, że ta część, kórą miała się dziś ukazał zniknęła przez zapisanie rozdziału takiego jaki był wcześniej. A jak udało mi się dokopać do tego co tu macie to, to poprawiałam, bo mi się nie podobało. xD
Przynajmniej macie coś z czego jestem zadowolona :)


Artemidis wrzało. Wszyscy szykowali się. Sprzątano ulice, strojone je girlandami kwiatów,  czyszczono fontanny, by widzieć jak ich przyszły władca się przemienia. Wszyscy z podekscytowaniem patrzyli w przyszłość, oczekując samego dobra, a myśli o tajemniczej śmierci pewnego strażnika z Miru strącali w najdalsze zakątki umysłu. Nawet jego rodzina próbowała się cieszyć, miast się smucić. Żołnierze polerowali pancerze, łucznicy łuki, a kawaleria oporządzała konie i stroiła je, by wyglądały idealnie. Wszyscy się cieszyli, a jemu chciało się po prostu rzygać.
            Patrzył swoimi złotymi oczami na krzątające się elfy, a jego usta wykrzywiły się w grymasie obrzydzenia. Te małe, śmieszne, wesołe istotki w ogóle nie zdawały sobie sprawy, co się stało. W ogóle nie wiedziały, co on zrobił. Plan był idealny. Teraz trzeba było czekać, aż się zacznie. Nikt nie mógł już im wejść w drogę. Lord Voldemort szykował się w Anglii, a on tutaj. Orkowie czekali tylko na jego sygnał, a jedyna osoba, która mogła go powstrzymać była daleko stąd. Matka nie będzie mogła wrócić tak szybko, nie będzie mogła go powstrzymać.
            - Niedługo. – powiedział do siebie. – Już niedługo zobaczycie, jak ten, z którego się wyśmiewaliście weźmie odwet za wszystkie krzywdy. To będzie wasz koniec. Wasza udręka będzie trwać i trwać. Nikt wam nie pomoże. Nikt nie poda dłoni. Już ja o to zadbam.
            Uśmiechając się drwiąco, odwrócił się plecami w stronę ulic.
            - Ach! Miałem rację myśląc, że cię tu znajdę! Zawsze się chowasz na szczycie Wieży Północnej! – uśmiechnięty elf podszedł do niego.
            - Orodreth! Stało się coś? – Ile słyszałeś? – Wyglądasz blado. – Odejdź. Nie chcę cię skrzywdzić. Nie ciebie, nie tamtych dwóch i nie ją.
            - Otóż, stało. Twój rumak dostał szału i właśnie demoluje ulice. – uśmiechnął się przepraszająco. – Niestety bliźniaki chyba go wystraszyli.
            - Już idę. Mam nadzieję, że nie rozwalił tych girland. Są naprawdę urocze! – powiedział z udawanym uśmiechem, kierując się do wyjścia. Na schodach minął się z, biegnącą ku górze, kapłanką. Zatrzymał się, odczekał chwilę i na palcach podkradł się pod drzwi. Nasłuchiwał.
            - … w stanie powiedzieć, co zginęło. Tylko Najwyższa wie, co się tam znajdowało, jednak wiem, że kilku książek nie ma, co więcej nie ma tej najważniejszej. Nie ma Czarnej Księgi. Ja… Najwyższa będzie zła. Wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie! My…!
            - Uspokój się.
            Wieżę pochłonęła cisza. Napięcie było tak nieznośne, że Symir czuł je w każdym, nawet najmniejszym, mięśniu, w każdej komórce swojego ciała. Czekał na rozkazy Orodretha, doradcy króla Andora, który zajmował się aktualnie królestwem.
            - Nie wolno ci nikomu o tym mówić. Ireth i tak się dowie czy tego chcemy, czy nie. Ona wie czasami nawet więcej. Nie zdziwię się jeśli jutro dostanę wiadomość czy już wiem o tym co się stało w waszej bibliotece. Chcę byś nikomu o tym nie mówiła. Są teraz ważniejsze rzeczy, wszystkich zszokowała wiadomość o strażniku z Miru, nie potrzebujemy paniki na dzień przed urodzinami narzeczonego księcia. Każdy błąd może nas teraz kosztować wiele. – Symir usłyszał szelest. Wyjrzał zza drzwi i spoglądał na Orodretha, który teraz potrząsał ramionami kapłanki. – Ufam ci. Zapieczętuj komnatę i udawaj, że nic się nie stało. Do czasu powrotu Ireth i jej osądu, co zginęło i jak bardzo nam to zagraża, nikt nie może się dowiedzieć. Idź i zrób to!
            Kapłanka jedynie pokiwała głową i biegiem ruszyła ku wyjściu z wieży. Symir, schowany w ciemności, czekał aż kapłanka zniknie z pola jego widzenia, a następnie sam ruszył biegiem uspokoić swojego wierzchowca.  Wiedzą. Teraz zacznie się zabawa. – pomyślał.
* * *
            Silme drżały ręce jak tylko pomyślał, że ma wystąpić przed tyloma ludźmi. Ubrany w swoją szatę po raz kolejny oceniał się w lustrze. Niby wszystko było dobrze, ładnie, pięknie, ale coś mu nie pasowało. Czegoś… brakowało. Wtem ciszę przerwało ciche pukanie.
            - Jak się czujesz? – spytała białowłosa, po wsunięciu się do pokoju. – Niewyraźnie jak sądzę. – nie czekała na odpowiedź. – Nie bój się. Będę tam ja i król. No i twoi przyjaciele, którzy…
            - O nich się chyba najbardziej martwię… - powiedział głośno, zaskakując tym siebie i Ireth.
            - Co proponujesz? Zaproszenia nie cofniesz, zresztą już za późno. Nie damy rady zatrzymać ich gdy już tu są.
            - CO?! – Silme odwrócił się gwałtownie w jej stronę. – Jak to? Goście mają się zjeżdżać dopiero za godzinę! Co oni tu robią?
            - Cóż… mam swoje podejrzenia na ten temat, ale musimy teraz zając się tobą, a nie twoimi nader kłopotliwymi przyjaciółmi. – powiedziała z promiennym uśmiechem. – Jestem z ciebie dumna, Silme. Ten miesiąc przygotowań, nauki oraz czasu, który z tobą spędziłam… ja… nigdy tego nie zapomnę i mam nadzieję, że ty też mnie nie zapomnisz. – odwróciła się do Silme plecami i zaczęła grzebać w pudełku, które wcześniej ustawiła na stoliku. – Kiedy była mała mój ojciec stwierdził, że musi mnie wydać za możnowładcę. Nie udało mu się to gdyż dostałam powołanie i matka zaciągnęła mnie do zakonu. Ojciec nigdy mi tego nie wybaczył, za to mój brat… heh… przybył do mnie pewniej nocy i przyniósł mi to. – wyciągnęła z pudełka piękny diademik. Delikatnie założyła mu go na czoło. Zapięła go za srebrne łańcuszki, gdzieś we włosach, które spięła później w koński ogon. Ozdoba wyłaniała się z czarnych pasm by zwięczyć swą wędrówkę łącząc się w mały, również srebrny, medalik, z którego zwisała perła w kształcie łzy. – Teraz jesteś gotowy. Mam nadzieję, że mój weselny diadem przyniesie ci szczęście. Szkoda.
            - Hm? Ireth, mówisz tak, jakbyś miała odejść i nigdy nie wrócić czy ty… - Silme złapał ją za dłoń i przez jego umysł przeszły dziwne obrazy.
            Widział złote oczy, patrzące z nienawiścią. Ireth patrzącą w jego stronę i mówiącą: „Jeszcze nie jest za późno, moje dziecko, możesz jeszcze do mnie… do nas wrócić”. Postać wieszczki skąpała się w czerwonej posoce i runęła w dół wieży. Krzyk rozdzierający ciszę. Męski krzyk bólu. Błyskawice rozdzierające niebo. Ireth leżąca na ziemi bez życia. Znajdujący ją elf w zbroi z herbem Artemidis.
            Z wizji wyrwał Silme głuchy odgłos. Odgłos zamykanych drzwi. Pozostawiając go samego w przejmujące ciszy komnaty.
            - Ireth… nie.
            Wspomnienia zalały jego umysł i jeszcze bardziej przeraził się tego, co widział.

            - Na jakiej zasadzie działają wizje. Wiesz? – spytał któregoś dnia Silme.
            - Hm?
            - Jesteś wieszczką, Ireth. Musisz coś wiedzieć o tym, jak Voldemort może mi przekazywać wizje. Jak?
            - Wizje. To bardzo oględna nazwa, kochanie. Mamy proroctwa, wizjonerstwo ogóle, szczegółowe, horoskopy czy nawet bujdy. To wszystko składa się na wizje. Widzenie przyszłości, przeszłości, teraźniejszości. To wizja. Przeczucia i szóste zmysły, to też wizje. Po prostu nie powinno się używać słowa wizje. Znaczy ono wiele oraz wprowadza w błąd.
            - Błąd?
            - Błąd. Mówisz wizja, myślisz obraz. Wizje to nie tylko obrazy. To dźwięki, zapachy, symbole, obrazy, przedmioty. Wszystko co twój umysł wyciągnął z Eteru i wszystko co próbuje ci przekazać. Cała ta wiedza, u was, kryje się pod nazwą wizja czy, jeszcze bardziej prostacko, wróżbiarstwo.
            - Wróżbiarstwo? Ale jak coś tak mało wiarygodnego może być wiarygodne?
            - I tu postawmy sobie pytanie – Ireth usiadła na stole. – „Czy wszystkie wizje są prawdziwe i”, co jest najważniejsze w twoim przypadku, „czy ktoś je może nam podesłać?”. Łatwo o błąd w wykrywaniu czy to co widzimy to farsa czy rzeczywiście wiarygodna wizja. Wszystko zależy od tego jak wiele szczegółów, powtarzam SZCZEGÓŁÓW widzimy. Nie chodzi nam o ogóły. Łatwo powiedzieć, że zaatakuje nas armia wroga, w południe, latem. To nie jest wiarygodna przepowiednia, ale gdy już widzimy żołnierza herbu XY w pełnym orężu przekraczającego granicę w bardzo kłopotliwym do określenia miejscu, z czego wnioskujemy, że nie przeszedł przez posterunki graniczne, akurat robi to w Święto Zbiorów, w wiosce, która nazywa się powiedzmy Stormlake. Wtedy mamy do czynienia z bardzo wiarygodną wizją i w owym Stormlake możemy postawić straże. A dlaczego? Bo wizja posiadała na tyle wystarczającą liczbę szczegółów, że postanowiliśmy zareagować. Im więcej szczegółów i im mniejszego zakresu czasu wizja dotyczy, tym bardziej jest wiarygodna. Jeśli chodzi o przepowiednie. Są bardzo… naprowadzające. Wypełniają się dopiero wtedy, gdy osoby, których ona dotyczy, ją usłyszą. Wtedy w człowieku włącza się dziwny tryb. Na przykład przepowiednia mówił o elfach urodzonych tego i tego dnia, tego i tego miesiąca, mówi dokładnie, które to elfy. Mówi także, że zginą oni 22 lata i 5 dni po swoim narodzeniu poprzez stratowanie przez konie. Ale co to? Tylko jedno wie o przepowiedni. Gdy zaczyna się ona spełniać jeden nie robi nic, w końcu to jego przeznaczenia, a drugi ucieka i uchodzi z życiem. Ten pierwszy znal przepowiednie. Wniosek? Przepowiednie można naciągać ile wlezie, większość z nich się nie spełnia, bo i po co marnować czas na takie bzdury. Prawdziwe przepowiednie są ukrywane głęboko, by nigdy się nie spełniły. Istnieje w Artemidis jedna przepowiednia. Mówi o tym, że „Smok rozgorzeje nad Miastem Mądrości, Victoria uśmiechnie się w stronę zjednoczenia i harmonii, a dźwięki walk ustaną pod wpływem światła sprawiedliwości”.
            - Ona dotyczy mnie? W końcu… smok…
            - Kochanie, czy ja ci przed chwilą nie mówiłam, że nie mówi się przepowiedni temu, który jest w niej wspomniany. Nie… chodzi tu o Alduina, ale to inna historia.
            - Acha…
            - Jeśli chodzi o przesyłanie wizji. Jest to bardzo możliwe, gdy istnieje specjalna więź lub osoba przesyłająca jest niezwykle uzdolniona w sztukach umysłu. Sądzę, Silme, że musimy cię podszkolić, albo po prostu przenieść do twojej komnaty w Artemidis. W pałacu są osołony, które nie przepuszczą żadnego ataku na umysł, z normalnym radź sobie sam.
            - Co?!
            - No przestań, mamy przecież strażników. Będą cię chronić, obiecuję, a jak nie to będą mieli ze mną do czynienia. Nie pozwolę im skrzywdzić mojego dziecka, wiesz? – poklepała z uśmiechem Silme po głowie.
            - Ireth, nie jesteś moją matką, wiesz?! Przestań! – krzyczał Silme, próbując brzemieć jakby mu się w ogóle nie podobało to, co Ireth z nim robi.
            - Nie! – krzyknął Harry i cisnął dzbanem z wodą o podłogę. – Nie! – okna zostały rozbite przez magię, która gęstniała coraz bardziej. – Nie… - Silme opadł na kolana, modląc się by to, co się przed chwilą stało nigdy się nie wydarzyło. Po kilku chwilach podniósł wzrok. Dzban leżał w kawałkach na podłodze, wśród resztek rozbitych okien. Ireth wciąż nie było. Znowu modlitwy nikt nie wysłuchał.
* * *
            Uciekła, po prostu uciekła. Miała dosyć. Jej dzieci. Cierpią i to przez nią. Łzy cicho i bez żadnych świadków sunęły po bladych policzkach. Bezgłośnie. Bez skargi. Jak zawsze. Przez te wszystkie lata.  W końcu doszła do odpowiedniego miejsca i nasłuchiwała. Za ścianą przy której stała odbywała się rozmowa.
            - Chcę byście nadal udawali jego przyjaciół. Nie mam nad nim żadnej władzy. Będziecie moimi oczami i uszami.
            Ireth wychyliła się zza załomu korytarza i ujrzała trzy postacie. Jedną należącą do dyrektora i dwie mniejsze. Dziewczynę w różowej sukni z burzą brązowych włosów oraz rudego chłopaka w kasztanowej, staromodnej szacie.
             A jednak, Dumbledore, nie dasz za wygraną, co? Jutro mnie już tu nie będzie… kto by mógł się tobą zająć, hm? Sądzę, że król będzie miał niezłą zabawę jak się dowie co tutaj knujesz. – pomyślała z wrednym uśmiechem i ruszyła w stronę królewskich komnat. Ocierając łzy stwierdziła, że trzeba zacząć się przygotować na spotkanie przyjaciół Silme.

16 komentarzy:

  1. Ułaaa *^*
    To jest śliczne. Boskie. Piękne, cudowne.
    Zabraknie mi przymiotników.
    > + > = ¦ AJ LOFF JU! :D <3 pisz tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  2. Długo mnie nie było na internetach...preczytałam to wszytsko i och *.*
    Jestem w siódmym niebie...:D
    Przegenialne...Boze Harry został wytrącony z równowagiii! Ireth nie może zginać ja isę nie zgadzam! Uwielbiam Twoje opowiadanie!Mua!

    Rurencja

    OdpowiedzUsuń
  3. zajebiaszcze jednym słowem. Dawaj next

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następny rozdział? Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, właśnie przeczytałam wszystkie rozdziały. Świetne opowiadanie, super rozdzialik, czekam na następny. Mogłabyś napisać kiedy będzie kolejny? //~Julie

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zabijaj Ireth, mega ciekawy blog dzisiaj na niego wpadlam czekam na kolejny krok

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka, to opowiadanie jest boskie... Uwielbiam każdą miniaturkę z tego bloga, w sumie uwielbiam z niego wszystko. Świetnie piszesz, pozdrawiam, weny życzę i czekam na następny rozdział "D

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    więc zdrajca jest ktoś kto jest bardzo blisko władcy, czyżby Silme miał jakieś wizje, czyli co tak naprawdę Ron i Hermiona nigdy nie byli jego przyjaciółmi.... tylko udawali...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam. Krótko i na temat: kiedy kolejny rozdział? ;_;

    OdpowiedzUsuń
  10. I co? To koniec? Już nic się nie pojawi?

    OdpowiedzUsuń
  11. Błagam napisz chociaż krótki epilog

    OdpowiedzUsuń
  12. Oooooch~~!! Zaczęłam czytać wczoraj, dzisiaj przeczytałam ostatni rozdział i chcę Cię b ł a g a ć o następny rozdział!! Naprawdę, B Ł A G A M!! PROOOOOSZĘĘĘĘĘ~~!!!!! To jest genialne!!
    .
    .
    .
    I chce mi się ryczeć T.T Polubiłam Ireth... T.T Błagam, niech wszystko się dobrze skończy... T.T

    Mam nadzieję, że dotrzymasz obietnicy i skończysz wszystko na tym blogu, co? Plooosięęę~!!
    I dlatego życzę Ci WENY, CZASU i CHĘCI na pisanie! :) Pozdrawiam!!
    ~Daga ^.^'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, poprawka.
      Przejrzałam jeszcze raz poprzednie rozdziały i w umie nie była to obietnica, a bardziej twoje postanowienie, dlatego przepraszam za nadinterpretację. Niemniej jednak... Cóż, po prostu nadal mam nadzieję, że jednak kiedyś to skończysz. I tyle :)

      Usuń
  13. Witaj.
    Trafiłam do Ciebie przez przypadek i spodobało mi się to co stworzyłaś. W związku z tym chcę zapytać; będziesz kontynuować to opowiadanie?
    pozdrawiam MEFISTO

    OdpowiedzUsuń
  14. Nawet sie nie zaczęło, a juz sie skonczylo.

    Ee obietnica z rozdziału 26 rozumiem średnio aktualna. xdxd

    OdpowiedzUsuń

Dzięksy! Każdy komentarz jest dla Lusty ważny! Szczególnie te, które dają porządnego kopa w tyłek! ^_^ /// Ireth :3