Poprawione. Mój błąd w tym rozdziale był następujący: 3/4 poprzedniej wersji już było wklejone, a 1/4 to początek tego. Nie pytajcie mnie jak to zrobiłam. Później okazało się, że ta część, kórą miała się dziś ukazał zniknęła przez zapisanie rozdziału takiego jaki był wcześniej. A jak udało mi się dokopać do tego co tu macie to, to poprawiałam, bo mi się nie podobało. xD
Przynajmniej macie coś z czego jestem zadowolona :)
Artemidis
wrzało. Wszyscy szykowali się. Sprzątano ulice, strojone je girlandami
kwiatów, czyszczono fontanny, by widzieć
jak ich przyszły władca się przemienia. Wszyscy z podekscytowaniem patrzyli w
przyszłość, oczekując samego dobra, a myśli o tajemniczej śmierci pewnego
strażnika z Miru strącali w najdalsze zakątki umysłu. Nawet jego rodzina
próbowała się cieszyć, miast się smucić. Żołnierze polerowali pancerze,
łucznicy łuki, a kawaleria oporządzała konie i stroiła je, by wyglądały idealnie.
Wszyscy się cieszyli, a jemu chciało się po prostu rzygać.
Patrzył
swoimi złotymi oczami na krzątające się elfy, a jego usta wykrzywiły się w
grymasie obrzydzenia. Te małe, śmieszne, wesołe istotki w ogóle nie zdawały
sobie sprawy, co się stało. W ogóle nie wiedziały, co on zrobił. Plan był
idealny. Teraz trzeba było czekać, aż się zacznie. Nikt nie mógł już im wejść w
drogę. Lord Voldemort szykował się w Anglii, a on tutaj. Orkowie czekali tylko
na jego sygnał, a jedyna osoba, która mogła go powstrzymać była daleko stąd.
Matka nie będzie mogła wrócić tak szybko, nie będzie mogła go powstrzymać.
-
Niedługo. – powiedział do siebie. – Już niedługo zobaczycie, jak ten, z którego
się wyśmiewaliście weźmie odwet za wszystkie krzywdy. To będzie wasz koniec.
Wasza udręka będzie trwać i trwać. Nikt wam nie pomoże. Nikt nie poda dłoni.
Już ja o to zadbam.
Uśmiechając
się drwiąco, odwrócił się plecami w stronę ulic.
-
Ach! Miałem rację myśląc, że cię tu znajdę! Zawsze się chowasz na szczycie
Wieży Północnej! – uśmiechnięty elf podszedł do niego.
-
Orodreth! Stało się coś? – Ile słyszałeś?
– Wyglądasz blado. – Odejdź. Nie chcę
cię skrzywdzić. Nie ciebie, nie tamtych dwóch i nie ją.
-
Otóż, stało. Twój rumak dostał szału i właśnie demoluje ulice. – uśmiechnął się
przepraszająco. – Niestety bliźniaki chyba go wystraszyli.
-
Już idę. Mam nadzieję, że nie rozwalił tych girland. Są naprawdę urocze! –
powiedział z udawanym uśmiechem, kierując się do wyjścia. Na schodach minął się
z, biegnącą ku górze, kapłanką. Zatrzymał się, odczekał chwilę i na palcach
podkradł się pod drzwi. Nasłuchiwał.
- …
w stanie powiedzieć, co zginęło. Tylko Najwyższa wie, co się tam znajdowało,
jednak wiem, że kilku książek nie ma, co więcej nie ma tej najważniejszej. Nie
ma Czarnej Księgi. Ja… Najwyższa będzie zła. Wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie!
My…!
-
Uspokój się.
Wieżę
pochłonęła cisza. Napięcie było tak nieznośne, że Symir czuł je w każdym, nawet
najmniejszym, mięśniu, w każdej komórce swojego ciała. Czekał na rozkazy
Orodretha, doradcy króla Andora, który zajmował się aktualnie królestwem.
- Nie
wolno ci nikomu o tym mówić. Ireth i tak się dowie czy tego chcemy, czy nie.
Ona wie czasami nawet więcej. Nie zdziwię się jeśli jutro dostanę wiadomość czy
już wiem o tym co się stało w waszej bibliotece. Chcę byś nikomu o tym nie
mówiła. Są teraz ważniejsze rzeczy, wszystkich zszokowała wiadomość o strażniku
z Miru, nie potrzebujemy paniki na dzień przed urodzinami narzeczonego księcia.
Każdy błąd może nas teraz kosztować wiele. – Symir usłyszał szelest. Wyjrzał
zza drzwi i spoglądał na Orodretha, który teraz potrząsał ramionami kapłanki. –
Ufam ci. Zapieczętuj komnatę i udawaj, że nic się nie stało. Do czasu powrotu
Ireth i jej osądu, co zginęło i jak bardzo nam to zagraża, nikt nie może się
dowiedzieć. Idź i zrób to!
Kapłanka
jedynie pokiwała głową i biegiem ruszyła ku wyjściu z wieży. Symir, schowany w
ciemności, czekał aż kapłanka zniknie z pola jego widzenia, a następnie sam
ruszył biegiem uspokoić swojego wierzchowca. Wiedzą. Teraz zacznie się
zabawa. – pomyślał.
*
* *
Silme
drżały ręce jak tylko pomyślał, że ma wystąpić przed tyloma ludźmi. Ubrany w
swoją szatę po raz kolejny oceniał się w lustrze. Niby wszystko było dobrze,
ładnie, pięknie, ale coś mu nie pasowało. Czegoś… brakowało. Wtem ciszę przerwało
ciche pukanie.
-
Jak się czujesz? – spytała białowłosa, po wsunięciu się do pokoju. –
Niewyraźnie jak sądzę. – nie czekała na odpowiedź. – Nie bój się. Będę tam ja i
król. No i twoi przyjaciele, którzy…
- O
nich się chyba najbardziej martwię… - powiedział głośno, zaskakując tym siebie
i Ireth.
-
Co proponujesz? Zaproszenia nie cofniesz, zresztą już za późno. Nie damy rady
zatrzymać ich gdy już tu są.
-
CO?! – Silme odwrócił się gwałtownie w jej stronę. – Jak to? Goście mają się
zjeżdżać dopiero za godzinę! Co oni tu robią?
-
Cóż… mam swoje podejrzenia na ten temat, ale musimy teraz zając się tobą, a nie
twoimi nader kłopotliwymi przyjaciółmi. – powiedziała z promiennym uśmiechem. –
Jestem z ciebie dumna, Silme. Ten miesiąc przygotowań, nauki oraz czasu, który
z tobą spędziłam… ja… nigdy tego nie zapomnę i mam nadzieję, że ty też mnie nie
zapomnisz. – odwróciła się do Silme plecami i zaczęła grzebać w pudełku, które
wcześniej ustawiła na stoliku. – Kiedy była mała mój ojciec stwierdził, że musi
mnie wydać za możnowładcę. Nie udało mu się to gdyż dostałam powołanie i matka
zaciągnęła mnie do zakonu. Ojciec nigdy mi tego nie wybaczył, za to mój brat…
heh… przybył do mnie pewniej nocy i przyniósł mi to. – wyciągnęła z pudełka
piękny diademik. Delikatnie założyła mu go na czoło. Zapięła go za srebrne łańcuszki,
gdzieś we włosach, które spięła później w koński ogon. Ozdoba wyłaniała się z
czarnych pasm by zwięczyć swą wędrówkę łącząc się w mały, również srebrny,
medalik, z którego zwisała perła w kształcie łzy. – Teraz jesteś gotowy. Mam
nadzieję, że mój weselny diadem przyniesie ci szczęście. Szkoda.
-
Hm? Ireth, mówisz tak, jakbyś miała odejść i nigdy nie wrócić czy ty… - Silme
złapał ją za dłoń i przez jego umysł przeszły dziwne obrazy.
Widział
złote oczy, patrzące z nienawiścią. Ireth patrzącą w jego stronę i mówiącą: „Jeszcze
nie jest za późno, moje dziecko, możesz jeszcze do mnie… do nas wrócić”. Postać
wieszczki skąpała się w czerwonej posoce i runęła w dół wieży. Krzyk
rozdzierający ciszę. Męski krzyk bólu. Błyskawice rozdzierające niebo. Ireth leżąca
na ziemi bez życia. Znajdujący ją elf w zbroi z herbem Artemidis.
Z
wizji wyrwał Silme głuchy odgłos. Odgłos zamykanych drzwi. Pozostawiając go
samego w przejmujące ciszy komnaty.
- Ireth…
nie.
Wspomnienia
zalały jego umysł i jeszcze bardziej przeraził się tego, co widział.
- Na jakiej zasadzie działają wizje.
Wiesz? – spytał któregoś dnia Silme.
- Hm?
- Jesteś wieszczką, Ireth. Musisz
coś wiedzieć o tym, jak Voldemort może mi przekazywać wizje. Jak?
- Wizje. To bardzo oględna nazwa,
kochanie. Mamy proroctwa, wizjonerstwo ogóle, szczegółowe, horoskopy czy nawet
bujdy. To wszystko składa się na wizje. Widzenie przyszłości, przeszłości,
teraźniejszości. To wizja. Przeczucia i szóste zmysły, to też wizje. Po prostu
nie powinno się używać słowa wizje. Znaczy ono wiele oraz wprowadza w błąd.
- Błąd?
- Błąd. Mówisz wizja, myślisz obraz.
Wizje to nie tylko obrazy. To dźwięki, zapachy, symbole, obrazy, przedmioty.
Wszystko co twój umysł wyciągnął z Eteru i wszystko co próbuje ci przekazać.
Cała ta wiedza, u was, kryje się pod nazwą wizja czy, jeszcze bardziej
prostacko, wróżbiarstwo.
- Wróżbiarstwo? Ale jak coś tak mało
wiarygodnego może być wiarygodne?
- I tu postawmy sobie pytanie –
Ireth usiadła na stole. – „Czy wszystkie wizje są prawdziwe i”, co jest
najważniejsze w twoim przypadku, „czy ktoś je może nam podesłać?”. Łatwo o błąd
w wykrywaniu czy to co widzimy to farsa czy rzeczywiście wiarygodna wizja.
Wszystko zależy od tego jak wiele szczegółów, powtarzam SZCZEGÓŁÓW widzimy. Nie
chodzi nam o ogóły. Łatwo powiedzieć, że zaatakuje nas armia wroga, w południe,
latem. To nie jest wiarygodna przepowiednia, ale gdy już widzimy żołnierza herbu
XY w pełnym orężu przekraczającego granicę w bardzo kłopotliwym do określenia
miejscu, z czego wnioskujemy, że nie przeszedł przez posterunki graniczne,
akurat robi to w Święto Zbiorów, w wiosce, która nazywa się powiedzmy
Stormlake. Wtedy mamy do czynienia z bardzo wiarygodną wizją i w owym Stormlake
możemy postawić straże. A dlaczego? Bo wizja posiadała na tyle wystarczającą
liczbę szczegółów, że postanowiliśmy zareagować. Im więcej szczegółów i im
mniejszego zakresu czasu wizja dotyczy, tym bardziej jest wiarygodna. Jeśli
chodzi o przepowiednie. Są bardzo… naprowadzające. Wypełniają się dopiero
wtedy, gdy osoby, których ona dotyczy, ją usłyszą. Wtedy w człowieku włącza się
dziwny tryb. Na przykład przepowiednia mówił o elfach urodzonych tego i tego
dnia, tego i tego miesiąca, mówi dokładnie, które to elfy. Mówi także, że zginą oni 22 lata i 5 dni po swoim narodzeniu poprzez stratowanie przez konie.
Ale co to? Tylko jedno wie o przepowiedni. Gdy
zaczyna się ona spełniać jeden nie robi nic, w końcu to jego przeznaczenia, a
drugi ucieka i uchodzi z życiem. Ten pierwszy znal przepowiednie. Wniosek?
Przepowiednie można naciągać ile wlezie, większość z nich się nie spełnia, bo i
po co marnować czas na takie bzdury. Prawdziwe przepowiednie są ukrywane
głęboko, by nigdy się nie spełniły. Istnieje w Artemidis jedna przepowiednia.
Mówi o tym, że „Smok rozgorzeje nad Miastem Mądrości, Victoria uśmiechnie się w
stronę zjednoczenia i harmonii, a dźwięki walk ustaną pod wpływem światła
sprawiedliwości”.
- Ona dotyczy mnie? W końcu… smok…
- Kochanie, czy ja ci przed chwilą
nie mówiłam, że nie mówi się przepowiedni temu, który jest w niej wspomniany.
Nie… chodzi tu o Alduina, ale to inna historia.
- Acha…
- Jeśli chodzi o przesyłanie wizji.
Jest to bardzo możliwe, gdy istnieje specjalna więź lub osoba przesyłająca jest
niezwykle uzdolniona w sztukach umysłu. Sądzę, Silme, że musimy cię podszkolić,
albo po prostu przenieść do twojej komnaty w Artemidis. W pałacu są osołony,
które nie przepuszczą żadnego ataku na umysł, z normalnym radź sobie sam.
- Co?!
- No przestań, mamy przecież
strażników. Będą cię chronić, obiecuję, a jak nie to będą mieli ze mną do
czynienia. Nie pozwolę im skrzywdzić mojego dziecka, wiesz? – poklepała z
uśmiechem Silme po głowie.
- Ireth, nie jesteś moją matką,
wiesz?! Przestań! – krzyczał Silme, próbując brzemieć jakby mu się w ogóle nie
podobało to, co Ireth z nim robi.
-
Nie! – krzyknął Harry i cisnął dzbanem z wodą o podłogę. – Nie! – okna zostały
rozbite przez magię, która gęstniała coraz bardziej. – Nie… - Silme opadł na
kolana, modląc się by to, co się przed chwilą stało nigdy się nie wydarzyło. Po
kilku chwilach podniósł wzrok. Dzban leżał w kawałkach na podłodze, wśród
resztek rozbitych okien. Ireth wciąż nie było. Znowu modlitwy nikt nie
wysłuchał.
*
* *
Uciekła,
po prostu uciekła. Miała dosyć. Jej dzieci. Cierpią i to przez nią. Łzy cicho i
bez żadnych świadków sunęły po bladych policzkach. Bezgłośnie. Bez skargi. Jak
zawsze. Przez te wszystkie lata. W końcu
doszła do odpowiedniego miejsca i nasłuchiwała. Za ścianą przy której stała
odbywała się rozmowa.
-
Chcę byście nadal udawali jego przyjaciół. Nie mam nad nim żadnej władzy.
Będziecie moimi oczami i uszami.
Ireth
wychyliła się zza załomu korytarza i ujrzała trzy postacie. Jedną należącą do
dyrektora i dwie mniejsze. Dziewczynę w różowej sukni z burzą brązowych włosów
oraz rudego chłopaka w kasztanowej, staromodnej szacie.
A
jednak, Dumbledore, nie dasz za wygraną, co? Jutro mnie już tu nie będzie… kto
by mógł się tobą zająć, hm? Sądzę, że król będzie miał niezłą zabawę jak się
dowie co tutaj knujesz. – pomyślała z wrednym uśmiechem i ruszyła w stronę
królewskich komnat. Ocierając łzy stwierdziła, że trzeba zacząć się przygotować
na spotkanie przyjaciół Silme.
Ułaaa *^*
OdpowiedzUsuńTo jest śliczne. Boskie. Piękne, cudowne.
Zabraknie mi przymiotników.
> + > = ¦ AJ LOFF JU! :D <3 pisz tak dalej
Długo mnie nie było na internetach...preczytałam to wszytsko i och *.*
OdpowiedzUsuńJestem w siódmym niebie...:D
Przegenialne...Boze Harry został wytrącony z równowagiii! Ireth nie może zginać ja isę nie zgadzam! Uwielbiam Twoje opowiadanie!Mua!
Rurencja
zajebiaszcze jednym słowem. Dawaj next
OdpowiedzUsuńdalej, dalej...
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział? Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńHej, właśnie przeczytałam wszystkie rozdziały. Świetne opowiadanie, super rozdzialik, czekam na następny. Mogłabyś napisać kiedy będzie kolejny? //~Julie
OdpowiedzUsuńNie zabijaj Ireth, mega ciekawy blog dzisiaj na niego wpadlam czekam na kolejny krok
OdpowiedzUsuńHejka, to opowiadanie jest boskie... Uwielbiam każdą miniaturkę z tego bloga, w sumie uwielbiam z niego wszystko. Świetnie piszesz, pozdrawiam, weny życzę i czekam na następny rozdział "D
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwięc zdrajca jest ktoś kto jest bardzo blisko władcy, czyżby Silme miał jakieś wizje, czyli co tak naprawdę Ron i Hermiona nigdy nie byli jego przyjaciółmi.... tylko udawali...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witam. Krótko i na temat: kiedy kolejny rozdział? ;_;
OdpowiedzUsuńI co? To koniec? Już nic się nie pojawi?
OdpowiedzUsuńBłagam napisz chociaż krótki epilog
OdpowiedzUsuńOooooch~~!! Zaczęłam czytać wczoraj, dzisiaj przeczytałam ostatni rozdział i chcę Cię b ł a g a ć o następny rozdział!! Naprawdę, B Ł A G A M!! PROOOOOSZĘĘĘĘĘ~~!!!!! To jest genialne!!
OdpowiedzUsuń.
.
.
I chce mi się ryczeć T.T Polubiłam Ireth... T.T Błagam, niech wszystko się dobrze skończy... T.T
Mam nadzieję, że dotrzymasz obietnicy i skończysz wszystko na tym blogu, co? Plooosięęę~!!
I dlatego życzę Ci WENY, CZASU i CHĘCI na pisanie! :) Pozdrawiam!!
~Daga ^.^'
Przepraszam, poprawka.
UsuńPrzejrzałam jeszcze raz poprzednie rozdziały i w umie nie była to obietnica, a bardziej twoje postanowienie, dlatego przepraszam za nadinterpretację. Niemniej jednak... Cóż, po prostu nadal mam nadzieję, że jednak kiedyś to skończysz. I tyle :)
Witaj.
OdpowiedzUsuńTrafiłam do Ciebie przez przypadek i spodobało mi się to co stworzyłaś. W związku z tym chcę zapytać; będziesz kontynuować to opowiadanie?
pozdrawiam MEFISTO
Nawet sie nie zaczęło, a juz sie skonczylo.
OdpowiedzUsuńEe obietnica z rozdziału 26 rozumiem średnio aktualna. xdxd