-
Kim jesteście?
Krzyk
uwiązł w gardle Hermionie. Miała wrażenie, że oto nadchodzi jej koniec. Drzwi
lekko skrzypnęły i w szparze między nimi a ścianą pojawiła się postać chłopca.
Jego oczy wpatrywały się iskrząc zielenią i przeszywając Hermionę na wskroś.
Nagły
ruch obudził Rona, który teraz próbował dodać otuchy przyjaciółce otaczając ją
drżącym ramieniem. Czy to nasz koniec? –
przebiegło im przez myśl. Nagle chłopiec się ożywił i podbiegł w ich stronę. Zamknęli
z przerażenia oczy. Wokół dziecka rozchodził się duszący ich odór. Odór samej
śmierci. Jego obecność sprawiała, iż ich nozdrza wypełnił duszący zapach krwi.
Hermiona uchyliła powieki i ujrzała dziecko, które usiadło na biodrach martwego
mężczyzny, próbując nawiązać z nim kontakt. Po kilkukrotnym poklepaniu po
policzkach, chłopiec odwrócił się do Hermiony. Położył sobie palec na ustach w
charakterystycznym geście i powiedział:
-
Ciii. On jeszcze śpi. – stwierdził i chwycił Hermionę za rękę, wcześniej zszedłszy
z trupa. – Wy się ze mną pobawicie, skoro on śpi. – dziewczyna miała wrażenie,
że zaraz zemdleje.
*
* *
Chłopiec,
który kazał na siebie mówić Harry, poprowadził ich krętymi korytarzami do
swojego pokoju, jak to stwierdził. Dwójka przyjaciół spoglądając na pokój miała
wrażenie, że trafili do innego świata. Duża komnata była oświetlona przez co
jaśniała w ich oczach rażąc ich oczu. Było tam łóżko, kanapa i wiele, wiele
zabawek. Gryfoni bawili się nimi wraz z Harrym. Chłopak był od nich o głowę
mniejszy i na pewno był także w ich wieku. Jednak jego psychika zatrzymała się na
wieku może siedmiu lat. Dla Hermiony, mimo niesamowitego strachu wywołanego
snem, było naprawdę pouczającym uczuciem. Miała palącą ochotę wypytać Harry’ego
o wszystko co tyczyło się jego przypadłości. Jednakże widząc, że dzieciak wcale
nie kwapi się do udzielania odpowiedzi, nie próbowała więcej, nie chcąc
wyprowadzić go z równowagi.
-
Harry?
-
Tutaj! Charlie! Patrz! Mam nowych przyjaciół!
Nadchodził
ten, który ich zdradził. Odwrócili się i zdziwieni zauważyli niezwykłą
łagodność bijącą z twarzy ich oprawcy. Charles podszedł do Harry’ego z łagodnym
uśmiechem i mierzwiąc mu włosy pocałował go w czoło.
-
Musimy pomóc dziadkowi, maleństwo. – powiedział do swojego brata.
-
Musimy? Ale ja się tu bawię z nią i nim – pokazał na dwójkę gryfonów palcem. –
A jak sobie pójdą?
-
Dobrze. Pójdą z nami, jeśli boisz się, że uciekną.
Harry
chwilę się zastanawiał, by przytaknąć bratu.
*
* *
Weszli do wielkiej sali.
Pośrodku stał postument a wokół niego pełno belek, do których przytwierdzono
ludzi. Kobiety, mężczyźni, dzieci – wszyscy przerażeni, modlili się o
wybawienie, wiedząc co ich czeka. Od każdej belki wychodziła rynna, która biegła
do basenu pod postumentem.
- Harry. Wątpię czy
twoi przyjaciele widzą z takiej odległości. Może podejdź z nimi bliżej.
Harry gorliwe
potrząsnął głową i chwytając za ręce Rona oraz Hermionę, pociągnął ich w stronę
ludzi. Ci, pogrążeni w rozpaczy, nie zauważyli nawet zbliżających się do nich
ludzi. Teraz dwójka przyjaciół mogła ujrzeć, co było w owym basenie. Ciemna
prawie czarna posoka w dole sprawiła, iż mieli ochotę zwymiotować.
- Czemu ona nie
zakrzepła? – wyrwało się Hermionie ciche, prawie bezdźwięczne pytanie.
- To proste. –
powiedział Harry z uśmiechem. – Widzisz to zielone na ścianach. – wskazał zielony
osad w basenie. – To jest eliksir. – stwierdził jakby to wszystko wyjaśniało.
- Jesteście.
Zaczynajmy. – usłyszeli za sobą głos Charlesa Seniora. Gryfoni zostali
pochwyceni przez straż, która nie wiadomo kiedy się pojawiła. Zewsząd dobiegł
ich dźwięk organów. – Ceremonię czas zacząć.
Ciemne postacie,
obleczone w płaszcze z kapturami, podeszły do ludzi i zaczęly uderzać w nich
sztyletami. Krew powoli sączyła się z Bogu ducha winnych ofiar. Zakapturzeni
słudzy wycinali kawałki skóry, sprawiając wielki ból, krwawienie, ale nie
pozwalając umrzeć swoim ofiarom. Pośrodku tego wszystkiego stał Harry,
niewidzącym wzrokiem wpatrując się w napełniający się krwią basen. Umieszczony
na postumencie, zaczął się kołysać w rytm organów. Posoka zaczęła się unosić,
bryzgając we wszystkie strony i otulając sylwetkę chłopka. Po kilku chwilach
Harry był cały oblepiony czerwienią a jego oczy przybrały ten właśnie kolor,
odznaczający się na czarnych białkach. Chłopiec oblizywał swoje palce z
pomrukiem przyjemności, sięgał między uda by pieścić je w rytm swego tańca,
dotykał swego ciała pociągłymi, zmysłowymi rucham. Zachowywał się jakby
próbował kogoś uwieść, kogoś, kogo nikt nie mógł zauważyć.
Obiekt westchnień,
jęków Harry’ego był dla nich niewidoczny. Jednak dla każdego odczuwalny.
Atmosfera wokół zgęstniała, zapach siarki i spalenizny rozniósł się po sali,
zakradając się do najczulszych zmysłów ludzkich. Ofiary na belkach zaczęły wyć
z przerażenia, a ich oprawcy odbiegli w popłochu od nich i schronili się za
okręgiem, który właśnie zapłonął na ziemi.
Hermiona nie znała tych
znaków, jednak stwierdziła, iż musi to być jakaś osłona, przed TYM CZYMŚ.
Najwyraźniej była świadkiem jakiegoś wezwania, zakazanego, dla którego sukcesu
musi być poświęcone ludzkie życie.
Jęki chłopca nabrały na
głośności i teraz przekrzykiwał on wyjących w przerażeniu ludzi. Harry był
przyciśnięty do postumenty przez tę niezwykłą siłę i najwyraźniej coś sprawiało
mu wielką przyjemność. Dziewczyna zauważyła, że mięśnie chłopaka zostały
rozciągnięte do granic możliwości, po udach chłopka bowiem spływała dodatkowa
krew i nasienie. Harry umazany był białą mazią, która pojawiała się znikąd.
Znajdowała się ona na jego udach, twarzy i brzuchu. W końcu chłopiec został
podniesiony przez ową siłę i dosłownie na chwilę pojawił się ON. Jego czarne
włosy do łopatek spływały po plecach. Z nich zaś wychodziły dwie pary błoniastych
skrzydeł – jedna wielka na wysokości łopatek, druga mała trochę powyżej
miednicy. Ręcę zaciśnięte były na pośladkach młodego Pottera, a czarne jak
węgle oczy wpatrywały się z pożądaniem w młode ciało, wijące się przed nim w
rozkoszy. Złożywszy jeden jedyny pocałunek na odsłoniętej szyi chłopca,
zniknął, pozwalając mu uderzyć plecami o zimny kamień przy wtórze głuchego
odgłosu.
Charles Junior
natychmiast podbiegł do brata, trwającego wciąż w upojeniu i rozkoszy. Nie
dotknął go jednak, wiedząc, iż nie będzie mógł powstrzymać własnych rządzy.
Harry bowiem zarażał tym każdego, kogo tylko dotknął.
Hermiona naraz pojęła,
że to, co się tutaj dzieje jest z godziny na godzinę coraz bardziej czarniejsze
i niebezpieczniejsze.
*
* *
Zostali
uprzedzeni – zginą. Dostali gazetę, z której wynikało, że zaginęli. Rodzina
Potterów wypowiadała się w tej sprawie, mówiąc, iż nie wiedzą nawet kiedy się
to stało. Charles im powiedział, że po miesiącu poszukiwań, zaprzestano ich,
twierdząc, że nie ma już czego szukać. Spytał się czego chcą. Spytał o ich
ostatnie życzenie.
Ron
uniósłszy się honorem odmówił czegokolwiek, Hermiona poprosiła o prawdę.
Dostała ją. Charle następnego dnia przyniósł jej plik dokumentów.
Opowiadanie ciekawie się rozwija. Myślę że jeśli nadal będziesz tak pisać. To będzie cudowne. Czekam na następne części. Odoriko
OdpowiedzUsuńPrzykro mi ale MUSZE zadac to nieszczesne pytanie, kiedy next? ;)
OdpowiedzUsuńWreszcie! Ten short story mogłabyś przenieść na nowego bloga i zrobić opowiadanie, bo przyznam lubię je bardziej niż silme galena.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę
Daniel