Czas spędzony na poznawaniu króla minął Silme bardzo
szybko. Nawet się nie obejrzał a już został wygoniony przez władcę, który
stwierdził, że musi porozmawiać z jego nauczycielami – w końcu będzie jego
ojcem, a książę Artemidis nie może mieć złych ocen. Dzień ten Silme mógł
zaliczyć do bardzo udanych, szczególnie, że miał właśnie dzisiaj w planach
odwiedzenie w stajni swojego konia, jak i możliwe, że spotkanie z pewnym bardzo
przystojnym elfem.
Harry z czasem zaczął przyzwyczajać się do tego całego
nowego ciała – choć początki były trudne. Szczególnie trudno było się
przyzwyczaić do wzroku, który bardzo się poprawił – nawet za bardzo i teraz
młody czarodziej mógł zobaczyć to wszystko, co było poza zasięgiem jego wzroku,
co więcej przypatrywał się temu, co było poza zasięgiem normalnych uczniów, a
co dopiero jego – małego okularnika z niebotyczna wadą wzroku. Giętkie ciało,
wyćwiczone poprzez ćwiczenia z Ireth – chociaż był to tylko taniec – pozwalało
mu teraz na ciche, niesłyszalne kroki. Huncwot doceniał bardzo ową dogodność
szczególnie, że stwarzało to więcej możliwości poznawczych, czy raczej może: „nie
mogę spać to się przejdę po korytarzu”. Do długich włosów również z czasem się
przyzwyczaił, wręcz je polubił od czasu, gdy Ireth wzięła sobie za punkt honoru
zostanie jego osobistą fryzjerką. Wprost uwielbiał jej palce, które zręcznie,
dotykając leciutko skóry głowy, splatały długi gruby warkocz lub dwa malutkie
przy skroniach.
Silme nie był świadomy płynącego czasu. Czuł się jakby
ktoś zamknął go w szklanych pojemniku, a całe zło wszechświata obijało się
tylko o ścianki naczynia – chroniąc go przed cierpieniem. Nie miał wizji od
Voldemorta, a dziwne połączenie, jak to Ireth nazwała „łańcuch umysłów”, między
jego świadomością a Lorda zostało przerwane. Harry nie wiedział czy się cieszyć
czy nie. Z jednej strony nie miał już strasznych wizji tortur, jak i nie
cierpiał razem z ofiarami, lecz z drugiej – czuł się bezpiecznie nieużyteczny.
Nie mógł relacjonować spotkań śmierciożerców. Czuł się okropnie ze swoją
biernością i podzielił się tym pewnego dnia z Ireth. Ta odpowiedziała mu: „Jeśli naprawdę cię to dręczy – chwyciła go
za ręce – to zdradzę ci moją tajemnicę. Mogę zobaczyć wszystko i kiedykolwiek
czy to w przeszłości czy w przyszłości, ale nawet to nie wystarcza, dlatego i
my mamy w szeregach Czarnego Pana naszego szpiega. Ma dosyć charakterystyczny
wygląd – w końcu jest elfem – ale przy obecnej sytuacji politycznej Voldemorta
to nie dziwi.” – więcej nie powiedziała, mówiąc, że nie powinien się
martwić. W końcu to jest, Ireth i ma wszystko pod kontrolą.
*
* *
Elrond
Suriun, zwany Ognistym Łucznikiem oraz będący jednym z dowódców wojskowych, był
jak otwarta księga. Jego bardzo gwałtowny charakter nie pozwalał mu na
jakiekolwiek opanowanie i ukrycie natrętnych uczuć a już o kontrolowaniu emocji
mowy nie było. Teraz właśnie Elrond dosłownie biegł poprzez korytarze. Jego
czarne włosy powiewały za nim, gdy pokonywał kolejne kondygnacje schodów. W
końcu dotarł do jednej ze wschodnich wież Posiadłości Militarnej i dosłownie
wpadł do środka.
Gdy
tylko zamknął za sobą drzwi, ujrzał dwoje pary oczy, koloru niebieskiego spoglądające
na niego ze spokojem. Elrond nigdy by nie powiedział tego na głos, ale
uwielbiał tych bliźniaków. Cisza, jaka ich otaczała była dla niego ulotnym
marzenie, które mógł skraść sennym marom podczas tych kilku chwil zapomnienia,
gdy Gelmir i Elerosse byli blisko, prawie na wyciągnięcie ręki. Bolesny był dla
niego fakt, iż bliźniaki w ogóle nie wykazywały żadnych cieplejszych uczuć,
jedynym, który potrafił przyprawić ich o jakąkolwiek reakcje był sam król.
Resztę emocji młode elfy trzymały głęboko w sobie, więc wielce prawdopodobnym
było, iż nie odwzajemniają, ba, pewnie nawet nie widzą uczuć targających łucznikiem.
A ten nie mógł oderwać oczu od smukłych sylwetek młodzików, ich bladej,
przeźroczystej cery, ich małym dłoniom, niebieskim, głębokim oczom, które
hipnotyzowały go i nie pozwalały na jakikolwiek ruch w ich stronę. Suriun był
prawdopodobnie jedynym elfem, niebędącym królem, księciem ani wieszczką,
rozróżniającym bliźniaków. Zawsze wiedział który, to który. Wiedział, że Gelmir
leciutko mruży oczy, gdy zjada coś czekoladowego, wiedział, że Elerosse
uwielbia wina i przymyka powieki by rozkoszować się jego smakiem. Były to
rzeczy tak trywialne, lecz tak dla niego ważne. Potrafił rozróżnić ich po
głosie, po oczach, po geście. Niby identyczni, a różniący się od siebie
diametralnie. Wiedział, że nie pokochał jednego z nich. Pokochał ich obu. Gelmira
i Elerosse. Pokochał z całego serca, które schował tak głęboko, iż nikt nie był
już go w stanie zauważyć. Kiedyś Ireth mu powiedziała, że rani siebie zbyt
mocno, że nie jest to warte. Odpowiedział je wtedy: „Ja zadecyduję o wartości
moich czynów, nie potrzebny mi twój osąd!” – wyrzucił jej to w twarz i odszedł.
Po kilku krokach zatrzymał go jej głos. Mówiła, że kiedyś czekanie się opłaci.
Było to 50 lat temu. Nic się nie zmieniło, a tylko jego serce raniło inne
serca. Raniło tych, którzy kiedyś pałali do niego jakimkolwiek uczuciem. Elrond
ranił wszystkich, którzy się do niego zbliżyli. Został sam ze swoim zarażonym
jadem sercem, które uleczyć mogły tylko te dwie pary dłoni, które były od niego
tak oddalone i tak zimne, iż sprawiały mu jeszcze większy ból.
-Chciałeś
czegoś? – spytał Gelmir swoim jedwabistym głosem, który rozszedł się po
przedpokoju komnat jego i jego brata. – Mam nadzieję, że to coś ważnego.
-
Orodreth kazał mi przekazać wam, że za pięć minut mamy walne zebranie w gabinecie. – Elerosse podniósł oczy znad
książki, którą czytał. Wstał z fotela, i położywszy książkę na kominku,
podszedł do swojego brata.
- Co się stało? – spytał chłodno,
jednak Elrond czuł w jego głosie zaniepokojenia. W końcu ostatni raz, gdy
zwołano walne zebranie, okazało się, że przyszła królowa zmarła. Nastąpiły
wtedy czasy wielu zamieszek i prób zamachu stanu. Wszystkie jednostki były w
stanie najwyższej gotowości, by chronić Jego Wysokość. Był to okropny okres, w
którym wszyscy myśleli, iż Andor zostanie obalony przez brak dziedzica. Jednak
później, jakimś cudem, Andor znalazł w lesie pewne małe zawiniątko i uratował
swoją pozycję, wciąż jednak zachwianą, gdyż z jego synem nie łączą go więzy
krwi.
-
Ireth miała rację. – powiedział Surion poważnym głosem, patrząc się w
przestrzeń za oknem. – Mamy wśród nas zdrajcę.
Oczy
bliźniaków rozszerzyły się w szoku. Oboje wciągnęli na siebie ubrania i wypadli
wraz z Elrondem z komnat. Szybkim krokiem ruszyli w stronę Komnaty Zebrań,
znanej tylko dowódcom wojskowym. Na twarzach elfów zagościł niepokój.
Nie teraz. Dlaczego, gdy wszystko
jest dobrze? Dlaczego, gdy w końcu ułożyliśmy sobie życie?- zadręczał
się Elrond prowadząc bliźniaków korytarzem. Będąc tak zaaferowanym sytuacją,
nie zauważył dwóch par oczu intensywnie się wpatrujących w jego plecy. Młode
elfy wymienił się spojrzeniami, dla nich wszystko było jasne.
* * *
- Ciała strażnika nie znaleziono, a część z niewolników
została uwolniona. Mamy do czynienia z buntem, panowie. – Orodreth spojrzał po
swoich towarzyszach. Miał nadzieję, że zrozumieją powagę sytuacji.
- Co z królem? – odezwał się Feanare Nenherma, będący
dowódcą piechoty. – Jest bezpieczny? Jaką mam pewność, że nic się mu nie
stanie?
- Król nie jest jeszcze poinformowany o aktualnej
sytuacji, gdy tylko się dowiedziałem – zwołałem was. Władca jest w towarzystwie
Ireth i straży przybocznej, którą sam wytrenowałeś. Sądzę więc, że jest
bezpieczny. – Feanare zmierzył doradcę swoimi czarnymi oczyma, jego czarne
włosy, krótko ścięte odstawała we wszystkie strony od ciągłego noszenia hełmu,
który teraz leżał na stole. Jego umięśniony tors i buntowniczy charakter
nadawały mu bardzo barbarzyński wygląd. Jego spojrzenie często przyprawiało
niektórych o dreszcze. Było to wspomnienie weterana wielu bitew. Były to oczy,
które widziały więcej śmierci niż życia. Po tych wydarzeniach. Feanare
przyrzekł sobie, że nie pozwoli, aby żadne życie zostało odebrane w państwie,
które on chroni, dlatego też bardzo przejął się obecną sytuacją.
- Feanare, proszę uspokój się. – odezwał się jeden
Elerosse.
- Przymknij się, młokosie! To bardzo poważna sprawa! –
rozgniewany piechur uderzył pięścią w stół.
Nadchodzącą kłótnię przerwał blond włosy elf o fiołkowych
oczach: - Panowie, proszę o spokój.
- Przymknij się, Laime! Mam dosyć twoich gierek. Pewnie
to twoi ludzie zdezerterowali! – oskarżył elfa Feanare.
- Mnie możesz obrażać, ale od mojej Gildii i ludzi wara! –
krzykną wyciągając dwa podłużne sztylety i ustawiając w pozycji do walki. Na
ten widok piechur odrzucił na bok stół i chwycił za miecz. Wszyscy w ich
zasięgu uciekli pod ściany. Znane były kłótnie owych przywódców. Były one
niemal legendarne.
- Mam. Was. Dość. – wysyczało jadowicie powietrze i obu
wojowników wicher rzucił o ściany. Elerosse spojrzał gniewnie na elfy i ostentacyjnie,
podniósłszy krzesło, usiadł na nie i odwrócił wzrok ku doradcy króla. – Skoro ta
dwójka się uspokoiła możemy przejść do meritum sprawy? – spytał, czując, że
jego brat kładzie mu rękę na ramieniu oddając mu, chociaż część swojego
spokoju. – Skąd wiemy, że to ktoś z nas?
- Musiał mieć królewską przepustkę. Mają ją tylko dowódcy
– pokazał dłonią po zebranych. – ja, król i książę. Pracujący tam elfowie są
spisani na zebranej liście. Mają obowiązek meldować swoje przybycie i wyjście z
kopalni w Mirze. Jeden z nich nie stawił się na zmianie. Ten ktoś, kto
zinfiltrował Mir musiał wiedzieć, kiedy następują zmiany. Inaczej nie miał
prawa się tam wślizgnąć. Mir jest zbyt mocno strzeżony – są tam orkowie, to
rzecz oczywista, że będzie tam więcej straży, ale ten ktoś tam wszedł i na
dodatek pozbył się jednego ze strażników. Prawdopodobnie wrzucił jego ciało w
Wieczny Ogień, dlatego tak trudno było znaleźć jakiekolwiek ślady walki. Nawet
pewien nie jestem czy w ogóle do jakiejkolwiek walki doszło – skoro ten ktoś
wszedł to musiał być to ktoś na tyle znany, że nikt go nie pilnował i nie
uważał za niebezpiecznego.
- Jak znaleziono ciało? – spytał się Gelmir, wciąż
trzymając brata za ramię. Jak zwykle nierozłączni.
- Ogień przemówił do mnie, gdy tam byłem. Płakał nad owym
elfem.
- Płakał? – zdziwił się Elerosse.
- Chłopak miał mieć niedługo wesele. Miał być ojcem.
Osierocił chłopczyka.
Cisza zapadła wśród zebranych.
- Dlatego nie możemy dopuścić do osierocenia kolejnych
dzieci. Nie wiem, czego chce nasz zdrajca, ale jestem pewny, że jeszcze się
pokaże. Nie możemy dopuścić do straty w ludziach! Nie można dopuścić by kolejne
dzieci nie zobaczyły swoich ojców, a co dopiero matek! Dajcie mi swoją siłę, by
nasz król i jego syn mogli żyć w końcu w spokoju! Dajcie mi swe słowo, że nie
pozwolicie by stała się krzywda naszym mieszkańcom! Dajcie mi swą siłę, by nasz
kraj żył w pokoju. – krzyknął Orodreth, który nigdy nie mógł sobie wybaczyć tak
wielu dzieci bez rodzin. Zbyt wiele ich było w historii Artemidis. Dzieci to
było ich jedyne szczęście. Szczęście, o które tyle walczyli i będą walczyć do
końca.
- Gildia Szpiegów oddaje ci swą siłę! – krzyknął, jako
pierwszy Laime.
- Gildia Wojowników oddaje ci swe miecze! – dołączył się
Feanare.
- Gildia Łuczników oddaje ci swe strzały! – odpowiedział Elrond.
- Gildia Jeźdźców oddaje ci swe konie i orły! – krzyknął
Elerosse.
- Gildia Morza oddaje ci swe okręty! – dołączył się do
krzyku brata Gelmir.
- Dziękuję wam. Dajmy z siebie wszystko. Zacznijmy od
wzmocnienia obrony.
Stół został postawiony na miejsce, wszelkie niesnaski
między dowódcami odeszły na boczny tor, bo jak wszyscy wiedzą – wspólny wróg
łączy lepiej niż wspólny przyjaciel.
Rozdział 23
Rozdział 23
Super! Bardzo mi sie podobalo. Czekam na nexta! :D
OdpowiedzUsuńU la, la.
OdpowiedzUsuńRobi się ciekawie!
Co będzie dalej?
Kiedy nowy rozdział?
Czemu nie było cię tak długo?
Dużo weny życzę!
Pozdrawiam,
Zmienna
Jak zawsze rozdział świetny, nie mogę doczekać się już nexta i błagam o więcej Toma
OdpowiedzUsuńWeny i czasu życzę ^3^
Czy mozemy liczyć na jakiś super prezent mikołajkowy? :D (SG?)
OdpowiedzUsuńJako ze Autorka nie dala wiec raczej nie :( a szkoda bo mialam wielka nadzieje ze przeczytam nowy rozdzial SG -.- chyba sobie jeszcze poczekamy.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńHarry już przyzwyczaił się do swojego nowego wyglądu, mam wrażenie, że jednak bliźniacy wiedzą o uczuciach Elona...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia