Hogwart w okresie
letnim był strasznie cichym miejscem. Nie biegały po nim rozwrzeszczane
dzieciaki, starsze roczniki nie urządzały sobie bitew. Severus Snape uwielbiał
szkołę w takim stanie. Pogrążona była ona w stanie dla niego idealnym, BEZ
bachorów, nieumiejących zrobić nawet prostego eliksiru na kurzajki. Przechadzał
się właśnie po błoniach, gdy od strony głównej bramy dotarł do niego krzyk.
Zdecydowanie kobiecy ze rozeźlony krzyk.
*
* *
Dotarła
wreszcie do Hogwartu. Szkoła-zamek. Pusta i zamknięta. Nie widziała żywej
duszy, która mogła otworzyć jej wrota. Stała przed masywną bramą z strzegącymi
ją guźcami, które patrzyły na nią z drwiną. Czuła magię sączącą się z zamku.
Otulała ją niczym kaftan, dając tym samym poczucie bezpieczeństwa. Chwyciła się
metalowych prętów i przyłożyła do nich czoło. Chłód, który ją ogarną zbawiennie
działał na migrenę, która trzymała ją od czasu zlokalizowania Szkoły Magii i
Czarodziejstwa w Hogwarcie. Gdy otworzyła oczy zauważyła człowieka o ziemistej
cerze, ubranego w czarne szaty. Swoim elfim wzrokiem ujrzała zamyślone, czarne
oczy.
-
Hej! – krzyknęła. Nie usłyszał, czy co?-
Hej! Ty tam! – Znowu nic… Wciągnęła w
płuca tyle powietrza ile mogła i wrzasnęła po raz trzeci. – HEJ! PANIE
NIETOPERZ! SŁYCHAĆ MNIE TERAZ!?
O! Usłyszał. Pomyślała, widząc, że
człowiek w czerni zaczął kroczyć ku niej. Z jego oczu można było wyczytać chęć
mordu. Będzie ciekawie. Diabelski uśmiech wpłyną na usta białowłosej wieszczki
z Artemidis.
-
No nareszcie. Ile można czekać? – odezwała się Ireth, mierząc wzrokiem Severusa
Snape’a. Spojrzała mu w oczy i już wiedziała, kim jest, jaki jest, co ukrywa i
na jakiego się kreuje. Nic nie dały mu osłony i zaoklumentowany umysł. Nic się nie
uchroni przed oczami, które umieją patrzeć w głąb duszy, nic jej nie uchroni
przed taką penetracją, a dobrze wyszkolone widzące nie pozostawiają po sobie
żadnego śladu na powłoce, która ją ochrania.
-
Jesteś głupia, czy po prostu taką udajesz? Aktualnie w szkole nikogo nie ma i
nie ma takiej opcji, żeby ktokolwiek wpuścił cię do szkoły.
-
Nikogo? To jak mi wyjaśnisz obecność swoja, Albusa Dumbledore’a, pielęgniarki
Pomfrey, Minervy McGonagall oraz jednego ucznia, Harolda James Pottera, który
leży aktualnie w Skrzydle Szpitalnym po bolesnej przemianie zeszłej pełni? –
skrzyżowała ręce na piersi, a jej palec wskazujący oparł się pod podbródkiem.
Uśmiechając się wesoło, spoglądała na zdezorientowanego nauczyciela.
-
Nie wiem skąd masz takie informacje, ale…
-
Jestem na tyle ważną osobą, by wiedzieć o dokumencie w skrytce głównej
Potterów. Wiem również o przemianie wyżej wymienionego, pakcie między Potterami
a dynastią rządzącą w królestwie, z którego pochodzę. Przybyłam by uczyć
młodego Harry’ego, więc otwórz wrota, śmiertelniku i wpuść do murów Hogwartu
Ireth Numenesse, największą wieszczkę ostatnich tysiąca lat!
*
* *
Szła
za Nietoperkiem – jak go nazywała w myślach – do dyrektora. Przechodzili przez
wiele korytarz, schodów i drzwi. Chyba
się tu pogubię… Może i jestem wieszczką, ale mam słaby zmysł orientacji… W
końcu po 10 minutach ciszy dotarli do gabinetu dyrektora. No, Albusie, mam nadzieję, że mnie jeszcze pamiętasz.
*
* *
- Niech wielkie będzie
jego imię!
Słysząc pozdrowienie,
uśmiechnął się. Kochał swoich poddanych, a oni jego. Dbał o nich, jak tylko
mógł. Uważał się za dobrego władcę. Andor przywdział maskę obojętności na swe
oblicze i po uchyleniu delikatnej tkaniny okalającej leżankę, wyszedł.
Smród posoki uderzył w
jego nozdrza, a umysł zalały najgorsze wspomnienia z jego dotychczasowego
życia, jednak nie zmienił wyrazu twarzy. Ujrzał, jak zmienia się ekspresja na
zniekształconej twarzy tego, który zwał siebie Lordem. Z wyższości przeszła na
zaciekawienie później ekscytację, a w końcu w pożądanie. Nie podobało mu się to
i to bardzo.
*
* *
Gdy
tylko Lord Voldemort ujrzał kondukt wiedział, iż nie będzie się nudził. Jego
śmierciożercy zainteresowali się łucznikami, kobietami i całym zbiorowiskiem
elfów, ale on czekał na tego jednego. Z chwilą, w której Andor wyszedł zza
zasłon w jego piersi wybuchł ogień. Pożądanie było zbyt wielkie. Nigdy nie czuł
czegoś takiego względem kobiety czy mężczyzny. Wyższe uczucia nie imały się go.
Jedynie nienawiść, ból, odrzucenie, złość. Teraz zawładnęła go chęć, by ten elf
stojący przed nim zaczął czuć względem niego coś więcej. Chciał by ten nigdy od
niego nie odszedł.
Patrzył
z rządzą w oczach na długie czarne włosy splecione nad skrońmi w warkoczyki.
Duże niebieskie oczy patrzyły na niego. Szczupłe, delikatne ciało okryte było
przez białą szatę z wycięciami po bokach, które odsłaniały nogi od pół uda. Na
stopach elf miał wiązane sandałki, których rzemyki sięgały do kolan. Szerokie
rękawy szatki pokazywały światu małe dłonie, które w tym momencie wyciągnęły
się by złapać podane wcześniej przez wartowników ręce. Król elfów zszedł z
leżanki i stanął na pokrytej krwią ziemi. Rzucił ostre spojrzenie Voldemortowi.
-
Przykro mi, iż przerwałem ci zabawę ludzkim życiem, Lordzie. – jego głos był pozbawiony
wszelkich uczuć i posłał iskry przechodzące przez ciało czarnoksiężnika. –
Mówiąc szczerze nie myślałem, że od razu przyjmiesz warunki naszego paktu.
Niemniej jednak jestem zaszczycony tym faktem.
-
Zgadzając się na te warunki nie byłem świadom, iż zawieram pakt z tak piękną
istotą. – powiedział Tom, ruszając w stronę króla. Gdy był już mniej więcej 10
metrów od niego, drogę zagrodzili mu wartownicy, stojący obok króla. Ten
odwołał ich machnięciem ręki. Voldemort wyciągną dłoń w stronę władcy, który
przyjął ją. Wężousty zaprowadził Andora do podestu, na którym stał tron. Za
nimi ruszył Orodreth, którego ciało było napięte do granic możliwości, by w
razie potrzeby ochronić ich władcę.
-
Pozwól, że wskażę ci miejsce mój sojuszniku. – powiedział wprost do uch króla
czarnoksiężnik.
-
Sojuszniku? Wiedz, że nie będę interweniował w tą waszą wojnę. Mój syn ma narzeczonego
o wielkiej mocy, który jest w to zaplątany. Nie podoba mi się to i właśnie,
dlatego uznałem jego bezpieczeństwo za sprawę nadrzędną.
-
Oczywiście. Dbasz o swoje interesy.
-
Nie nazwałbym troski o rodzinę dbaniem o interesy. – spojrzał na Voldemorta
spod rzęs. Zaczyna mnie irytować. –
Przejdźmy do meritum naszego spotkania.
-
Ależ oczywiście
Podeszli
do kontraktu położonego na stole, który znajdował się na podeście. Andor
przebiegł wzrokiem po tekście, sprawdził go magią. Nic nie zostało zmienione.
Uśmiechnął się i podpisał dokument. To samo uczynił Voldemort.
-
Czy jest możliwość gościć cię na noc w mym dworze, Wasza Wysokość.
-
Jeśli cały twój dwór nie przesiąkł krwią niewinnych i nie woła ona do mnie z
tej przeklętej ziemi, to nie widzę problemu. Skoro mam tu nocować to żądam
pokoju jak najbardziej oddalonego od tej komnaty i ewentualnych lochów. Moja
służba ma spać w pokoju obok. Straż będzie stała pod drzwiami mojej sypialni.
Wymagam również lekkich posiłków ze świeżymi warzywami. – Ha, ha… chciałeś gościć króla? Oczekuj królewskich wymagań!
- Ależ
oczywiście, mój królu. – odpowiedział Voldemort ze stoickim spokojem. Podoba mi się jego charakterek.
Pstryknął palcami i pojawił się jeden ze skrzatów domowych. – To ścierwo
zaprowadzi twoich służących do ich komnaty, a ciebie Wasza Wysokość zapraszam
do salonów na lampkę wina.
Andor
skinął na swojego doradcę. Ten podszedł i do uda króla przymocował sztylet
rodowy. Dopiero, gdy Orodeth się oddalił, władca odezwał się do Voldemorta.
-
Jedna sztuczka i mimo paktu nie żyjesz. – skorzystał z wyciągniętej ręki czarnoksiężnika
i dał się poprowadzić w stronę salonów.
Ten elf… podoba mi się coraz
bardziej.
Rozdział 8
Ireth to jędza pierwsza klasa, na pierwsze danie zjadła Severusa.
OdpowiedzUsuńCzy mi się wydaje, czy Voldzio zapałał żądzą do Andora.Nie wygląda żeby dał łatwo za wygraną. To może być ciekawa rozgrywka.
Wow ja kocham Voldzia, ale to co tu narobiłaś po prostu szok. Jestem ciekawa jak potoczy się sprawa z Andorem. Kocham Ireth ale mam nadzieję, że nie będzie zbyt ostra dla Harrego.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńhaha wieszcza w myślach nazwała Snape nietoperzem ;] Voldemort zauroczony królem
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia