WAŻNE!

Proszę o informację gdyby któryś z rozdziałów/one-shotów/specialów/shotr story był źle lub w ogóle niepodpięty. Za wszelkie spostrzeżenia dziękuję.

niedziela, 28 października 2012

>>Rozdział 4


           - Mój syn potrzebuje kogoś, kto urodzi mu dziedzica i właśnie dlatego Cię wezwałem, Charlesie. Twój pierworodny już na nic mi się nie zda po ożenku, ale jego syn owszem.
            - Znów sięgacie w mój ród, Panie. Myślałem, że w tym pokoleniu Artemidis poradzi sobie bez krwi Potterów.
            - Drogi Charlesie, dla mojego syna zrobię wszystko.
            - Nawet jeśli nie jest twoim rodzonym, przyjacielu?
            - Nawet jeśli, kocham go tak samo mocno, jakby był z mojej krwi. Jak wiesz Idril nie dała mi dziecka, zbyt szybko odeszła z tego świata.
            - Nawet nie wiesz, jakim było to ciosem dla mnie i mojej rodziny. Wieść, że odeszła… co tu dużo mówić. Na szczęście jednak dostaliście w zamian syna.
            - Szczęście w nieszczęściu…
            - Andorze…
            - Tak?
            - Zgodzę się na kontrakt pod jednym warunkiem.
            - Słucham?
            - Uchroń mego wnuka przed złem wszelkiego rodzaju. Przyrzeknij mi to na swego syna, że czuwać nad bezpieczeństwem mego potomka będziesz.
            - Ja ci to przyrzekam i obietnicy złożonej raz dotrzymam przez wieki.
            Wspomnienie w myśloodsiewni rozmyło się, lecz król Andor nadal wpatrywał się w kamienną misę. Dla niego śmierć Charlesa Pottera była czymś zwykłym. Ludzie w końcu umierają, a jego rasa trwa. Później przyszedł czas na Jamesa. Jego poświęcenie nie poszło na darmo, jego pierworodny przeżył i czarodzieje wysłali go do rodziny jego matki. Niestety nie mógł jeszcze roztoczyć swojej opieki nad młodym Potterem. Było zbyt wcześnie. Kontrakt nie pozwolił mu się zbliżać do chłopaka.
            Elf usiadł w swoim ulubionym fotelu przed kominkiem, który był jedynym źródłem światła w jego gabinecie. Łuna ognia nie sięgała regałów pełnych książek ustawionych naprzeciw paleniska, ani biurka z misternie wyrzeźbionymi ornamentami, stojącego pod dużym oknem, które zostało zasłonięte przez ciężkie kotary wyszywane złotem.
            - Ech, trzeba by się wziąć za wypełnienie obietnicy, co nie? Charles? – powiedział w ciszę, która obejmowała dotąd pokój. – Punkt pierwszy – Voldemort. Punkt drugi – Hogwart. I w  końcu punkt trzeci – magiczna Anglia. Cóż, czeka nas pracowity dzień… a raczej noc.

* * *

            Następnego dnia król Andor zwołał naradę w jednej z mniejszych sal konferencyjnych. Byli tam wszyscy najważniejsi dowódcy, doradca króla i jego syn.
            - Zwołałem was tutaj, gdyż niedługo ziści się kontrakt między mną a nieżyjącym już Charlesem Potterem. Otóż samo nazwisko mego przyjaciela powinno was uświadomić, że mamy pewne problemy dotyczące jego potomka. Narzeczony mego syna ma wrogów, których musimy się w niedalekiej przyszłości pozbyć. Na razie myślałem o swego rodzaju pakcie o nieagresji ze stroną, która najbardziej może zaszkodzić memu przyszłemu synowi. Jakiś chętny by iść z moim poselstwem?
            Przywódcy spojrzeli po sobie.
            -  Ada, może ja pójdę? – spytał się książę. Jego oliwkowe oczy spoglądały na ojca z nadzieją. W końcu ujrzałby świat ludzi. Zwiadowcy mówili, że jest piękny, ale strasznie zniszczony. Chciał go zobaczyć. I to  bardzo.
            - Nie. – odpowiedział król. – I to moja ostateczna decyzja, Laure. Ktoś jeszcze? Elrondzie Surion? Przez najbliższy miesiąc łucznicy nie mają patroli, mógłbyś pójść.
            - Panie, nie mogę zostawić moich ludzi, gdy na dniach ma się rozegrać konkurs łuczniczy. Z miłą chęcią przyczyniłbym się do przygotowanie miejsca dla małżonka naszego księcia, niestety obowiązki mnie tu trzymają.
            - No dobrze, w takim razie może bliźniaki? Nie przewidujemy żadnych bitew powietrznych, ani wodnych na ten miesiąc. – uśmiechnął się król. Sami zainteresowani spojrzeli na siebie w popłochu dopiero co uświadamiając sobie, że ten przemówił do nich. Rzucili szybkie spojrzenie towarzyszom i powrócili wzrokiem do władcy. – Z resztą zapomnijcie, że cokolwiek do was mówiłem. Czasami zastanawiam się jakim cudem jesteście w stanie sporządzać tak wspaniałe plany bitew przy takim nastawieniu… i oddajcie te karty! – Andor wyciągnął rękę po talię. Dostawszy ją rzucił ostatnie spojrzenie bliźniakom. – Jak z dziećmi… - westchnął.
            - Panie – odezwał się doradca królewski, Orodreth Amandil. – Ja pójdę z poselstwem.
            - Wolałbym mieć cię pod ręką, Orodrecie, ale chyba nie mam wyboru, jeśli Feanaro nie zamierza opuścić swojej piechoty i jazdy na co najmniej miesiąc.
            - Uprzejmie oznajmiam, iż byłaby to dla mnie nie na rękę ze względu na zbliżający się festyn letni. Trzeba wszystko przygotować. Nie mogę sobie pozwolić na żadne uchybienia. W końcu chodzi tu o bezpieczeństwo Waszej Wysokości, księcia oraz nowego członka rodziny królewskiej. Nie mogę sobie pozwolić na błędy.
            - Ale ty wiesz, że mamy jesień? – spytał Laure. Zawsze śmieszyła go gorliwość z jaką dowódca armii lądowej oddawał się swojej pracy. Nawet teraz, gdy był już dorosłym elfem.
            - Oczywiście, Wasza Książęca Mość. Jednak im szybciej zacznę przygotowania, tym ochrona będzie bardziej wyszkolona na każdą ewentualność. – powiedział z całym swoim przekonaniem Feanaro Nenharma.
            - Więc ustalone – przerwał tą wymianę zdań władca. – Orodreth pójdzie z inicjatywą paktu, Feanaro rozpocznie przygotowanie do festynu letniego, Elrond zajmie się Turniejem Łuczniczym, bliźniaki zgłoszą się po karty za tydzień, a ty mój synu pójdziesz ze mną.
            - Ojcze, już się zaczęło, co miało się zacząć, więc sądzę, że możemy darować sobie te podchody.
            - Jeszcze wiele jest do zrobienia nim przybędzie do nas twój narzeczony. Chodź za mną.

* * *

            Lord Voldemort siedział na czarnym tronie w swojej twierdz. W wielkiej Sali Audiencyjnej, w której przyjmował raporty od swoich Śmierciożerców i z której wydawał rozkazy, nie było nikogo prócz Nagini. Wąż cicho syczał, a jego syk odbijał się od kamiennych ścian i wysokiego sufitu, podtrzymywanego przez kolumny.
            Wszystko zdawał się czekać, aż  w końcu ciszę zmąciło pukanie.
            - Panie – doszedł Voldemorta głos jego sługi. -  Posłaniec Artemidis przybył.
            - Wprowadź go.

* * *
            - Panie – doszedł go głos swego sługi.
            - Wstań, Amandilu Orodrethcie – odpowiedział król.
            - Ten, co siebie zwie Lordem przyjął twe warunki, panie. Jeszcze dzisiaj żąda twej obecności, by dokonać podpisania traktatu.
            - Nie wiem, za kogo się ma to ludzkie ścierwo, ale bezpieczeństwo moich dzieci jest najważniejsze. Przygotuj kondukt, niech ten Czarny Pan – powiedział z ironią. – dowie się, z kim zakłada pakt o nieagresji. Niech mu oczy zbieleją, jak nas ujrzy.

* * *

            Remus Lupin nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. W ciągu jednego dnia dowiedział się, że jego przyjaciel i kochanek, jego towarzysz Syriusz Black został oczyszczony z zarzutów oraz że syn Jamesa Pottera zmieni się w… w… To nie do wiary!
            - Przez tyle lat, jak byłem z Harrym nie mogłem wyczuć u niego tych genów. Czegoś mi Dumbledore nie mówi, a może nie ma możliwości powiedzieć. Sowy przecież można łatwo przechwycić. – Mówił do siebie. – Cóż, skoro Syriusz wrócił pora o siebie zadbać, czyż nie?
            Wilkołak spojrzał przez okno. Księżyc wschodził. Harry ma się przemienić w czasie tej pełni. Syriusz musi z nim być. Pójdę do nich zaraz po wschodzie słońca.- Była to ostatnia myśl człowieczego umysłu Remusa Lupina. Cała reszta była wyciem udręczonego życiem wilka, oczekującego powrotu do prawdziwego Domu.

Rozdział 5

2 komentarze:

  1. W co oni chcą znowu wplątać tego pechowca Harrego? A jak mu się narzeczony nie spodoba to co?
    Ej, zmieni się w..w..w?? Co oni się tak jąkają do logopedy z nimi! Człowiek się niecierpliwi!
    Może by tak Voldziowi jednak jakąś małą krzywdę przy okazji zrobili? Byłoby miło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    odniosłam wrażenie, że wszyscy szukali tylko pretekstu aby nie udać się z tym poselstwem...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dzięksy! Każdy komentarz jest dla Lusty ważny! Szczególnie te, które dają porządnego kopa w tyłek! ^_^ /// Ireth :3