-Pani?
-Nadchodzi czas.
Białowłosa kobieta odwróciła się do sługi. Patrzyła niewidzącym wzrokiem na
młodego elfa. Jej czerwone tęczówki widziały więcej niż poddany mógł zobaczyć.
-Powiedz królowi, by syn jego przygotowania rozpoczął. Czas, w którym ujrzy
on wybranka swego, nadchodzi.
-Oczywiście, pani. – powiedział elf i pokłonił się. Natychmiast pobiegł do
doradcy swego króla. Wiadomość od Lady Ireth nie mogła czekać.
Tymczasem białowłosa odwróciła się tyłem do wielkich wrót i omiotła
spojrzeniem okrągłą komnatę. Wielkie kolumny podpierały kopułę sufitu, na nich
znajdowały się znaki w jej ojczystym języku, wspomagające większe skupienie.
Siedziała na środku marmurowej posadzki, na której położono puchowe poduszki,
by przebywająca w pokoju kobieta nie zmarzła.
-Czas nadchodzi – powiedziała zamyślonym głosem.- Nie jesteśmy gotowi,
książę nie jest gotowy, ale… nie możemy czekać, gdy on umiera kawałek, po
kawałku.
* * *
-Harry, co
się stało?!
- On wrócił,
wrócił i zabił Cedrica! Voldemort wrócił.
Okropny ból rozsadzał mu głowę. Inny płonął w piersi pożerając serce. Każda
cząstka jego ciała krzyczała, przechodząc coraz to nowe katusze.
-Potter, chodź
ze mną! – krzyknął profesor Moody.
Harry poszedł za nim nie miał wyboru, ani siły by się sprzeciwiać.
Wiedział, że coś jest nie tak, ale przecież wszystko jest nie tak. Cedric nie
żył, Voldemort wrócił, a to wszystko jego wina. Gdybym tylko nie nalegał
na wspólne chwycenie się pucharu to może Cedric wciąż by żył. Takie i
inne myśli przechodziły mu przez otępiały umysł.
* * *
-Słyszysz nas? Harry?
Widział tylko ciemność. Nie było ani grama światła. Głosy odbijały echem się od
jego świadomości. Nie umiał zrozumieć tych głosów przedostających się przez
czerń, która otuliła go, chcąc nie dopuścić do niego bólu. Jednak głosy stawały
się coraz bardziej natarczywe, postanowił więc uchylić powieki.
Zobaczył szarość, a przez nią przebijające światło. Później zaczęły formować
się kontury i mógł ujrzeć twarze swoich zaniepokojonych przyjaciół. Co
ja robię w Skrzydle Szpitalnym? Znowu?
-Ron? Hermiona? Co się stało?
-To lepiej ty nam powiedz. Co się stało, że aurorzy wynosili cię z gabinetu
profesora Moody’ego?
-Co?
Harry nic nie pamiętał, głowa go bolała, gdy zaczynał o tym myśleć. Nie chcąc
martwić przyjaciół, odpowiedział:
-Skoro mnie wynieśli to chyba zemdlałem, nie?
Do Skrzydła Szpitalnego wkroczył dyrektor. Dumbledore wyglądał na zmartwionego,
idąc w stronę łóżka swojego ucznia.
-Cieszę się, że już się obudziłeś Harry. – powiedział.
- Profesorze, co się stało?- zapytał od razu Harry. Nienawidził trwać w
niewiedzy, a bardzo często człowiek, któremu ufał najbardziej, teraz stojący
przed nim, zostawiał za sobą niedomówienia i tajemnice, nie pozwalając na
większy przepływ informacji w stronę biednego Gryfona.
- Niestety profesor Moody okazał się oszustem, a raczej osoba podszywająca się
pod niego za pomocą eliksiru wielosokowego. Harry, drogi chłopcze, nawet nie
wiesz, jaką ulgę poczułem, gdy przybyłem z profesorem Snape’em na czas. Na
szczęście tylko zemdlałeś z upływu krwi i nic poważniejszego ci się nie stało.
- A co tam robił Snape?
- Profesor Snape, Harry, przybył bym mógł przesłuchać oszusta
pod wpływem Veritaserum. Prawdziwy profesor Moody aktualnie
przebywa w Świętym Mungu, co najwyraźniej powoduje, że to nie on jest chory,
ale uzdrowiciele, którzy są zmuszeni znosić jego narzekania. – Dumbledore
wyglądał na co najmniej rozbawionego. – A jeśli chodzi o ciebie, drogi
chłopcze, chciałbym, abyś po wyjściu ze Skrzydła Szpitalnego natychmiast się
spakował, ze względów bezpieczeństwa jestem zmuszony wysłać cię do domu twojego
wujostwa. Już wysłałem do nich wiadomość o twoim wcześniejszym powrocie. Madame
Pomfrey mówiła, że wypuści cię jutro. Widzimy się w takim razie o godzinie
12.00 w Sali Wejściowej. Do zobaczenia jutro - powiedział na odchodnym.
Harry nie mógł uwierzyć, że znów postawiono go przed faktem dokonanym. Dodatkowo
nie będzie uczestniczył w pogrzebie Cedrica oraz Uczcie Pożegnalnej. Zacisnął
bezsilnie pięści na okrywającym go prześcieradle. Znowu nic mi nie
powiedział. Nic nie wytłumaczył. Bolało go to… i to bardzo, ale nie
mógł sobie pozwolić na łzy. Nie teraz, nie przy Ronie i Hermionie.
-Cóż, to chyba nie będzie mnie na tych ostatnich lekcjach, nie? Hermiono będę
mógł pożyczyć notatki z lekcji oraz tematy zadań wakacyjnych? – Spytał się przyjaciółki.
Ta jakby dopiero co wybudziła się z transu, odpowiedziała:
-Oczywiście, Harry, nie możesz sobie pozwolić na zaległości w nauce,
szczególnie, gdy Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać wrócił.
-Hermiono, myślałem, że już wyrosłaś z mówienia w ten sposób o Voldemorcie –
Ron wzdrygnął się na dźwięk imienia Czarnego Pana, a policzki Hermiony pokryły
się rumieńcem. – Zresztą nie obchodzi mnie to. Chciałem się jeszcze spytać was,
czy możecie pisać do mnie o tym, co się dzieje w szkole i…
- Oczywiście, Harry – wtrąciła się Hermiona. – Będziemy do ciebie pisać, a w
dodatku przeszukamy z Ronem bibliotekę w poszukiwaniu przydatnych zaklęć. W
końcu, gdy Vol… Voldemort wrócił musimy być przygotowani na każdą ewentualność,
czyż nie?
- Właściwie to chodziło mi o kilka czekoladowych żab z Hogsmead, ale to też
dobry pomysł – odpowiedział zielonooki.
Rozmawiali tak o sprawach ważnych im nie ważnych, dopóki pani Pomfrey nie wygoniła
dwójki przyjaciół pod pretekstem napojenia Harry’ego eliksirem Bezsennego
Snu i porządnego wypoczynku przed drogą do domu.
Po wypiciu eliksiru chłopak zasnął, ale bynajmniej nie był to sen bezsenny.
* * *
Był w komnacie, ciemność otaczała go z każdej strony, a ciepły oddech mierzwił
jego włosy. Leżał na czymś miękkim, co prawdopodobnie było niezwykle wygodnym
łóżkiem, w muskularnych ramionach, które delikatnymi dłońmi pieściły jego nagą
skórę.
Nie widział w tej sytuacji nic dziwnego. Nawet to, że prawdopodobnie leży w objęciach
mężczyzny. To było całkiem normalne, dobre, właściwe, że ten mężczyzna dotyka
go w ten sposób.
-Lirimaer – w tym jednym słowie, Harry odczuł całą miłość, którą osoba leżąca
za nim odczuwała do jego osoby.
* * *
-Niedługo pełnia – powiedziała blond włosa postać stojąca na balkonie, z
którego rozciągał się widok na niesamowicie piękne miasto, które otaczały
promienie wschodzącego Słońca.
- Tak to już niedługo, synu. – odpowiedział mężczyzna stojący za młodym. Jego
czarne włosy, okalające bladą twarz, spiczaste uszy odsłonięte były przez
warkoczyki splecione w jeden z tyły jego głowy.
- Jestem ciekawy, jaki on będzie.
-Przekonasz się szybciej niż myślisz. – wtrącił się kobiecy głos.
Witam,
OdpowiedzUsuńcoraz ciekawiej jest, czyżby to Harry miał być tym o którym mówiła wieszczka...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia