– Ciała
naszego króla nigdy nie odnaleziono, to samo dotyczy zniknięcia
księcia Brutusa i księcia Harrisona. Co się z nimi stało? Być
może nigdy się nie dowiemy. Na tym kończymy naszą wycieczkę po
Przeklętym Dworze Potterów. Dziękujemy serdecznie za zwiedzenie
naszego więzienia i mamy nadzieję, że wrócicie do nas jeszcze po
kolejne mrożące krew w żyłach atrakcje! - Alex Potter uśmiechnął
się w stronę turystów i pokłonił im się lekko. - Wyjście
znajdą państwo po lewej stronie, prowadzi ono do sklepów z
pamiątkami, zapraszamy. Jeszcze raz państwu dziękuję, do
zobaczenia.
Alex
odwrócił się do zwiedzających, zamykając za sobą drzwi do
lochów. Otarł pot z czoła i z rozdrażnieniem ruszył ciemnym
korytarzem. Po przejściu trasy wycieczkowej zboczył na chwilę z
drogi by znaleźć się w nieużywanym skrzydle więzienia. Ruszył
schodami w dół i po paru chwilach doszedł do windy, wcisnąwszy
jedyny znajdujący się tam guzik, czekał. Dojechał do końca.
–
Panie, przybyła nowa dostawa. – mężczyzna skłonił się Alexowi
i podał mu plik domunetów. – Wymagany jest twój podpis przy
odbiorze, mój panie.
Młody
czarodziej chwycił w ręce papiery i zaczął je przeglądać.
Gdybym wiedział, że to takie męczące w życiu bym się na to
nie zgdodził. – pomyślał
ponuro, patrząc na nazwiska, numery seryjne i w końcu sumę
przywiezonego towaru.
–
Przyjechało ich tyle ile napisano czy więcej?
–
Więcej o 138, mój panie.
–
To dobrze, o 138 wariatów mniej na świecie. Przyjdziel ich do cel
według numerów i tak nie będą tam siedzieli długo, lada dzień
będziemy odprawiać ceremonię.
Alex
Potter, syn Aidena Pottera, który był prawnukiem Charlesa „Dwie
Twarze” Pottera , został już w wieku lat 16 oddelegowany do
zajmowania się muzeum. Więzienie przy spalonym dworze Potterów
ocalało po napaści śmierciożerców i teraz, przeszło 150 lat po
tych wydarzeniach, zostało przemianowane na muzeum Rodziny
Królewskiej, która 50 lat wcześniej zniknęła bez ślady,
pozostawiając po sobie jedynie wielką kąłużę krwi, którą
zindentyfikowano jako tą należącą do ich króla. Nie znaleziono
nikogo.
–
Jak się czują?
–
Dobrze, panie, dziś nie było najmniejszych problemów.
Alex
ucieszył się, nie każdy dzień mógł skończyć tak dobrze:
dostawa przyszła na czas, wycieczki nie dawały w kość jak to
zwykły dawać, nie było durnych dzieciaków, które za cel swego
istnienia wyznaczył zejście do głębszych części budynku (czasem
paru nie odnaleziono po takiej eskapadzie – ilu ich było? Pięciu?
Siedmiu chłopców w tym roku? Alex nie liczył, nie opłacało się
liczyć), ale najważniejsze, że oni byli w dobrym humorze.
Z
uśmiechem na ustach ruszył kamienną drogą, która prowadziła do
najgłębszych czeluści więzienia. Po lewej i prawej stronie mijał
cele, oczy pozbawione jakiejkolwiek nadziei patrzyły na niego,
szukając tylko jednego w tej męce – śmierci, a Alex tylko
spoglądał przed siebie od małego przyzwyczajony do tych widoków.
Od małego przyzwyczajony do kłamstwa. Tak, ród Potterów nigdy nie
przestał kłamac – od czasów Charlesa Seniora, ojca James
Pottera, przez Charlesa Juniora zwanego „Dwoma Twarzami”, przez
Aidena, aż w końcu do Alexa i, jak dobrze już czarodziej wiedział,
dalej do jego własnych dzieci. Krąg kłamstw nigdy nie opuści ich
rodziny – tego był doskonale świadomy.
Ich
rodzina nie miała nigdy wydać swoich, a kłamstwa miały pozostać
tylko dla czytych Potterów, nie były godne prawdy, która się tu
skrywała, te wszystkie pany na wydaniu, ciągle mizdrzące się do
Alexa tylko dlatego, że ma pieniądze, że ma status, że ma w sobie
królewska krew, że jego ród wydał dziedzica czarodziejów na
świat. Dla nich chodziło tylko oprestiż, były marionetkami w ich
rękach, w rękach swoich mężów, którzy trzymali w ręku cały
ten swiat – szere eminecje, tak nazywali Lordów Potterów. Były
tylko po to, by być, nie miały nawet rodzić dzieci, Alex wiedział,
jak sobie radzić z tym problemem.
Imperium Czarodziejskie upadło, ale ich przyzwyczajenia ludzi już
nie. Czarodzieje wciąż szukali kogoś, kto stanie na ich czele.
Znów wrócił Minister Magii, Malfoy – Abraxas któryś tam z
kolei, ale też nie o to chodziło – nie gdy to Potterowie
sprawowali władzę faktyczną. Dracon Lucjusz Malfoy przeżył
dyktaturę Czarnego Pana tylko przez wstawiennictwo „Dwóch
Twarzy”, który wtedy był Pierwszym Rycerzem króla. Malfoyowie
przetrwali i zaczęli budować swoją pozycję od nowa. Od zwykłych
obywateli do Ministrów, aż do teraz, do Ministra Magii siedzącego
w kieszeni Alexa Pottera, który pilnował czy wszystko jest tak, jak
być powinno, czyli tak, jak chciał Potter.
Rozmyślając
nad tą sytyacją młody dziedzic dotarł w końcu do pewnych drzwi,
nie wyróżniały się one niczym konkretnym, ale dało się od nich
czuć niesamowitą, ciężką energię. Otworzył je. Pomieszczenie
było ogromne, sklepienie ginęło gdzieś w górze, gdzieś w
ciemności. Czarny marmur błyszczał w blasku nielicznych świec, na
środku stało wielkie łoże, zasłane czerwonym aksamitem. Wokół
łóżka rozrzucone były noże, kołki i zabawki. Alex podszedł
bliżej.
–
Jestem. Tęskniłeś? Brutus?
–
Wujek! – dało się uslyszeć spośród czerwonych poduch. Mały,
bladolicy chłopiec rzucił się w jego stronę, czerwone oczka
lśniły w ciemności, a odziene w rękawiczki rączki objęły jego
szyję. – Dlaczego byłeś tak długo? Już mnie nie lubisz?
–
Lubię cie, Brutus. Mam pracę, nie mogę cały czas z tobą być.
Bawiłeś się dobrze? – starszy czarodziej orzucił wzrokiem kątu
pokoju, w których stały wielkie filary. Dokładnie cztery,
umocowani byli do nich zawsze jacyś więźniowie, by malec nigdy się
nie nudził, gdy nie było przy nim Alexa, albo kogoś innego. –
Gdzie masz mamę?
–
Mama jest na dole z tatą. Powiedział, że nie mogę im
przeszkadzać, nie wiem tylo dlaczego...? A ty wiesz? – Alex
wiedział, w tym problem, wciąż nie zebrał się na tę rozmowę:
rozmowę o pszczółkach i kwiatkach. To było ponad jego siły.
–
Chyba próbują sprawić żebyś miał rodzeństwo, tak myślę. –
Bardzo namiętnie próbują.
–
To fajnie. – odpowiedział tylko i wybiegł przez otwarte drzwi,
trzymając w małej rączce kołek, który raz po raz wbijał w
wystaące z cel kończyny więźniów.
Alex
z to obrzucił ostatnim spojrzeniem pokój. Z dumą mógł stwierdzić,
iż od czaów jego ojca nic się nie zmieniło i nic się ma nie
zmenić. Malfoy pilnuje rządu, on pilnuje wszystkieg tu na dole.
Czarodzieje nie muszą wiedzieć, że pod muzeum znajduje się
prawdziwe miejsce kaźni, że pod ich stopami grasuje największy kat
w historii czarodziejskiej Anglii. Zamyślił się i bardziej poczuł
niż zobaczył pojawienie się osoby w odmętach, otwierającego się
za nim, korytarza.
–
Wspaniała robota. Mam nadzieję, że masz czas by się z nami
pobawić? Mój Brutus bardzo się stęsknił.
Potter
odwrócił się napotkał hipnotyzujące zielone oczy, które już
zachodziły czerwoną mgłą. Mężczyzna stojący przed nim miał
długie do pasa, czarne włosy, odziany był tylko w kawałek materiału,
który zwisał mu z pasie, a który wczesniej była zapewne
szlafrokiem. Cały obryzgany krwią i białą mazią. Wytrzymawszy to
spojrzenie, odpowiedział:
–
Oczywiście, Harry. Już do was dołączam.
Nic
się tu nie zmieniło, może tylko zasady gry – teraz je liczymy na
dwoje. Poza tym nic. Więzienie dalej funkcjonowało, Potterowie
nadal dyktowali zasady, Malfoyowie dalej byłi w ich rękach, a
społeczeństwo? Oni myśleli, że coś zmienili, że coś się
zmieniło, że jest lepiej. Nie jest. Cele pękały w szfach, Azkaban
pękał w szwach, zapchany przez ludzi, którzy mówią za dużo. Nie
zmieniono niczego, po prostu teraz lepiej się ukrywano. Voldemorta
nie było, ale był Harrison, był Brutus, a teraz jest i Abraxas i
Alex. Wszystko na swoim miejscu, każda kropla krwi, każda wylana
łza, każda pozyskana esencja. Diabeł im sprzyjał, Alex o tym
wiedział i czerpał z tej wiedzy wielkie korzyści, jak każdy
Potter, który miał na tyle oleju w głowie, by nie utrdniać życia
Mrocznemu Obłędowi.
Nic
się nie zmieniło. Ludzi ginęli. Krew płynęła. Mroczny Obłęd
nadal trawił życia innych ludzi.
Głuchy
odgłos zamykanych drzwi nie został przez nikogo usłyszany, kolejne
krzyki i jęki więźniów wypełniły korytarze więzienia.
Nic
się nie zmieniło. Ludzie nadal byli tylko ludźmi. Byli słabi
– pomyślał.
–
Idziesz? Charlie?
–
Idę, braciszku. Idę.
Charles
„Dwie Twarze” Potter też się nie zmienił.
///
Skończne. Chciałabym wiedzieć tylko dwie rzeczy: 1) dlaczego cały mój tekst jest podkreślony na czerwono? 2) dlczego nie skopiowało mi akapitów?
Drodzy moim - krótkie to i po czasie, ale skończyć musiałam, bo mnie MO bolało - takie niezakończone. Teraz szykuję rozdział z SG, a potem wymyślę, które opowiadanko większe zaczniemy aktualizować. Kiedyś to skończymy!
Buziaki,
LR